Gdy miałam 16 lat czułam, że świat mi się zawalił. Byłam cały czas smutna i nie widziałam sensu by dalej żyć. Czułam się jak w potrzasku, pułapce z której nie mogę wyjść. Myślałam, że jestem z tym sama i nikt nie zauważa co się ze mną dzieje. Trwało to kilka miesięcy. Mimo tego, że bliscy pytali się co się ze mną dzieje, zbywałam ich mówiąc „Nic się nie dzieje, dajcie mi spokój”. Z każdym dniem czułam się coraz gorzej. Pewnego dnia nie wytrzymałam i chciałam popełnić samobójstwo, jednak coś mnie popchnęło do tego, żeby jeszcze chwilę porozmawiać z mamą. Gdy do niej przyszłam coś w końcu we mnie pękło i powiedziałam jej jak się czuje. Pamiętam, że bardzo długo wtedy płakałyśmy. Poczułam, że chcę o siebie walczyć. Zgodziłam się na pomoc. Mama zadzwoniła do psychiatry i umówiła mnie na następny dzień na spotkanie.
Odkąd skorzystałam z pomocy psychologa i psychiatry w moim życiu zmieniło się wszystko. Okazało się, że miałam głęboką depresję. Brałam leki i chodziłam na psychoterapię. Leczenie odwróciło moje życie o 180 stopni. Wyleczyłam się z depresji, nie boję się codziennych sytuacji, jestem otwarta na ludzi, znam swoją wartość, nie daje sobą manipulować, cieszę się każdym dniem. Czasem zdarzają się jakieś problemy, stres i inne negatywne sytuacje, ale dzięki terapii wiem teraz jak sobie z nimi radzić. Poprzez te wydarzenia nauczyłam się doceniać swoje życie i nauczyłam się być szczęśliwa.
Bałam się przede wszystkim opinii innych. Nie chciałam by myśleli o mnie, że jestem „nienormalna”, „niepełnosprawna” czy „wybrakowana”. Myślałam, że proszenie o pomoc może świadczyć o tym, że jestem słaba. Nie chciałam obciążać innych swoimi problemami, ponieważ myślałam, że mają wystarczająco dużo swoich zmartwień. Bałam się też tego, że psycholog albo psychiatra nie potraktują mnie/moich problemów poważnie i że zostanę wyśmiana albo zignorowana. Oczywiście, żadne z moich zmartwień się nie wydarzyło. Bliscy, znajomi czy specjaliści obdarzyli mnie wielkim wsparciem, potraktowali mnie poważnie i nikt mnie nie wyśmiał.