Na wschód słońca musiałam gęsi wyganiać na ścir

 Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

W końcu zaczynają się wakacje, więc wszystkim życzymy udanego wypoczynku!

Przy okazji dzielimy się z Wami refleksją o tym, jak dawniej wyglądały wakacje dzieci wiejskich, zwłaszcza tych pochodzących z biedniejszych rodzin. Niestety wiele z nich nie miało szansy ani na naukę, ani na odpoczynek, bo potrzebne były przy różnych pracach domowych i gospodarskich. Przy opracowywaniu hasła GĘŚ do naszego słownika trafiliśmy na zapisy o cztero- i pięciolatkach, które w upale i o głodzie całymi dniami musiały paść gęsi. 

Przytaczamy relacje pochodzące od osób, których dzieciństwo tak wyglądało.

Dzisioj dzieci majo wyguode nie tako, jako my mieli. Do ruobuoty gnali uod małygo, przytem nie było butów, porzomny [= porządnej] spódnicy, a uo majtkach sie nie gado. Pamietom, nieroz jagem było młodso, to na wschód słojca musiałam gesi wyganiać na ścir [= ścierń] i pilnować, zeby dziesiotków [= kopek składających się z 10 snopków zboża] nie uoskubowały. Nieroz słonko wesło, a jo puot dziesiotkiem zem uusnyła, mama przyśli, uobudzili mie, a gesi już same do domu poszły („Język Polski” 1969, s. 300).

Jagzem była mało, jagzem posała geńsi, młöżem miała dziesińć lot, młöże uosim, jo wim ile? No tö swoje miałam geńsi stadkłö [= stadko], późni znowu posałam ze wsi z pińć stadów. Tłö byłö takie paswiskłö bardzö duże i dalekłö byłö. Tło sie wyganiałö te geńsi i tam sie już je pasłö dłö wieczora, cały dziń. Głöronc był straszny, pić sie chciałö, jeś sie chciałö. Cöwiek [= człowiek] był taki wygłödniany, żeby sie było ktłö wi cłö zjadło. Krómke chleba dały, suchy, bez masła, bez mleka i tak trza byłö ło tym chlebie tam dulcyć przy tych gensiach („Język Polski” 1983, s. 336).

Podobnie trudne wspomnienie o dzieciństwie ma poeta chłopski, Wojciech Breowicz, który tak pisze w wierszu:

O czym tu pisać? Chyba o łzach Matki,
Gdy pasłem gęsi głodny – prawie nago…
A w chacie młodsze jeść wołały dziatki,
A ojciec tyrał zdrowie gdzieś w Chicago.

Na szczęście dzieci potrafiły cieszyć się życiem nawet w tak trudnych warunkach i w czasie pasienia wymyślały różne zabawy.

Każde feryje w Brzegu, całe feryje, my musieli gysi paść. Zabawy my mieli doź [= dość], bo my sie wygupiali, co my mogli. Gysi miała wyćwiczůne, że musiały iź za mnům, każdo, ani sie nie śmiała wygnůć [= wychylić], bo dostała. Tak, jak ja szła, tak łůny, ale fak(t), szły tak za mnům, jedna za drugům, aż do chałpy. [...] My sie wygłupiali, co my můgli, bo tůż [= przecież] co, co tam robić całymi dniami, na tůż. Z kuzynkami, jeszcze dwie kuzynki, tu ty, Wanda, ciotka teraz, Milka. Tak my całe feryje razem, ůna swoje gysi, a jeszcze krowe, a jo miała gysi. Nikiedy nům gysi uciykły aż do Pasieki, jak my zapůmnieli. Potym my musieli gůnić za nimi. Na ale tuż inaczyj tak, co my můgli, to my sie bawili, a tak. Jak nům nie pozwolili sie kůmpać, to my sie pozewlykali i kůmpali my sie bez [ubrania] („Język Polski” 1996, s. 47).

    Aktualności

    Data dodania
    21 czerwca 2024