Ta strona używa cookies
Ze względu na ustawienia Twojej przeglądarki oraz celem usprawnienia funkcjonowania witryny umcs.pl zostały zainstalowane pliki cookies. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na ich używanie. Możesz to zmienić w ustawieniach swojej przeglądarki.
Zachęcamy do zapoznania się z komentarzem eksperckim dra Bartosza Bojarczyka z Katedry Stosunków Międzynarodowych UMCS. Opowiada on o genezie konfliktu w Afganistanie i możliwych scenariuszach rozwoju sytuacji. Tekst powstał w ramach inicjatywy „Okiem eksperta” - specjaliści z naszej uczelni tworzą komentarze eksperckie, opinie, analizy czy prognozy branżowe dotyczące bieżących wydarzeń, problemów czy zagadnień budzących wątpliwości, a znajdujących się w polu ich zainteresowań badawczych.
fot. Pixabay
Geneza konfliktu
Afganistan jest państwem zróżnicowanym pod względem etnicznym, niemniej jednak praktycznie wszyscy wyznają tam islam: w dwóch odłamach szyizmu i sunnizmu. Według konstytucji afgańskiej zamieszkuje tam aż czternaście grup etnicznych. Trzy główne grupy etniczne to: Pusztuni, z których głównie wywodzą się talibowie; Tadżykowie – grupa druga pod względem liczebności oraz Hazarowie. Geneza ruchu fundamentalistycznego w Afganistanie jest bardzo długa. Islam zawsze w historii tego regionu, a właściwie całego Bliskiego Wschodu i Azji Centralnej, traktowany był jako idea integrująca przeciwko wpływom zewnętrznym. Penetracja ze strony państw zewnętrznych (w XIX wieku przez Brytyjczyków albo Rosjan, czyli chrześcijan) doprowadzała do tego, że rdzenni mieszkańcy chcieli się tym działaniom przeciwstawiać, co sprzyjało rozwojowi politycznego wymiaru islamu .na przełomie XIX i XX wieku.
Warunki życia w Afganistanie ze względu na położeniu geofizyczne i geopolityczne od zawsze były trudne. Umiejscowienie w środku regionu Azji Centralnej, Południowej czy też Południowo-Zachodniej, gdzieś „pomiędzy” – między Persją a Indiami czy Chinami, pomiędzy tzw. wielkim Turkmenistanem z czasów Tamerlana a innymi krajami, powoduje, że państwo było zawsze nawiedzane przez innych. Skutkowało to wrogością do obcych i było elementem tworzącym tę silną tożsamość Afgańczyków – narodu bardzo dumnego.
W XX wieku Afganistan stał się monarchią, którą następnie obalono i stworzono rząd socjalistyczny. W latach 60–70. kraj rozwijał się właśnie w modelu socjalistycznym. Trzeba jednak zaznaczyć, że zmieniały się wówczas miasta, a prowincja została taka sama, co nadal charakteryzuje część państw Bliskiego Wschodu. Prowincja żyje swoim życiem, zwykle w biedzie i zacofaniu. Nieuczestniczenie w procesach modernizacyjnych powodowało wrogość i niechęć ludności miejscowej do najeźdźców, jak i do osób z nimi kolaborujących. Można więc stwierdzić, że obecny ruch fundamentalistyczny zrodził się na przełomie lat 60. –70. XX wieku jako przeciwny władzy socjalistycznej, która jednak w pewien sposób trzymała go w ryzach.
Przełomowym momentem dla rozwoju fundamentalizmu islamskiego na terytorium Afganistanu była interwencja sowiecka 25 grudnia 1979 roku, którą można traktować jak okupację lub bratnią interwencję (albo inaczej mówiąc, legalną pomoc) ZSRR. Rząd afgański poprosił wówczas Związek Radziecki o pomoc, co doprowadziło do tego, że okupacja Afganistanu stała się czynnikiem gry zimnowojennej. W tym czasie wszelkiego rodzaju bojownicy – nie tylko radykalni islamiści, ale i patrioci, członkowie różnych mniejszości, np. tadżyckiej, uzbeckiej itd., byli popierani przez Stany Zjednoczone i ich zachodnich sojuszników, Pakistan oraz inne państwa muzułmańskie. USA, wspierając zbrojnie i finansowo powstańców afgańskich, doprowadziły do ich uzbrojenia. Z kolei z Pakistanu na teren Afganistanu przelewały się idee radykalnego islamu. Kluczowe są jednak lata 80. Okazuje się, że tak naprawdę Al-Kaida Osamy bin Ladena została utworzona za pieniądze amerykańskie i za zgodą amerykańską. Al-Kaida była bowiem bazą bojowników, którzy przyjeżdżali z Bliskiego Wschodu walczyć z ZSRR i m.in. Osama bin Laden te działania koordynował głównie za pieniądze swojej rodziny, ale także za środki amerykańskie.
W 1988 roku po wycofaniu się ZSRR z Afganistanu nastąpiło załamanie. Brakowało jednego przywództwa, armia afgańska sponsorowana przez Rosjan była bardzo słaba. Szybko wybuchła wojna domowa, która trwała w latach 1989-1996. Brak władzy centralnej doprowadził do tego, że Afganistan stał się państwem rozczłonkowanym, rządzonym przez war lordów, którzy kontrolując terytorium, sterowali również całością procesów społeczno-ekonomicznych.
Z kolei talibowie deklarowali od początku jedność Afganistanu, czyli zjednoczenie państwa pod jedną władzą. W 1996 r. ostatecznie zdobyli Kabul, jednak nie udało im się opanować całego kraju, gdyż ok. 12–14% północnego terytorium pozostawało w rękach przedstawicieli tzw. frontu północnego (koalicji tadżycko-uzbeckiej), którzy nie chcieli władzy talibów i głośno mówili o swojej odrębności zarówno etnicznej, jak i religijnej. Niemniej jednak to talibowie od 1996 do 2001 roku tworzyli państwo afgańskie, w sposób dość krwawy i oparty na prawie szariatu. Te działania wpisują się w cały cykl działań opierających się fundamentalizmie islamskim, który – tak jak wspomniałem wcześniej – zintensyfikował się na przełomie lat 70. i 80.
Jak doszło do okupacji Afganistanu?
Na wstępie należy jasno podkreślić, że rozróżnić talibów od Al-Kaidy. Al-Kaida funkcjonowała na terytorium Afganistanu i być może była popierana przez talibów, ale bezpośrednio nie mieli z nią nic wspólnego. Talibami bowiem kierują cele wewnątrzafgańskie lub też wewnątrzregionalne, natomiast Al-Kaida chciała zwalczać wpływy zachodnie w krajach muzułmańskich oraz walczyć z niewiernymi. Po atakach terrorystycznych w 2001 roku na World Trade Center i Pentagon Stany Zjednoczone zwróciły się do talibów jako rządzących Afganistanem o wydanie zamachowców z Osamą bin Ladenem na czele. Talibowie nie wyrazili na to zgody, jednocześnie odcinając się od działań ugrupowania. Wobec tego wojska NATO wkroczyły do Afganistanu, by odnaleźć bin Ladena i zniszczyć Al-Kaidę.
Ostatecznie złapanie bin Ladena zajęło aż 10 lat. Dlaczego tak długo? Tak naprawdę z ostatnich wypowiedzi prezydenta Joe Bidena wynika, że Stanom Zjednoczonym nie chodziło o budowanie świeckiego i demokratycznego państwa. Czego zatem chcieli? W mojej ocenie, Amerykanie zareagowali emocjonalnie i weszli do Afganistanu, by zniszczyć Al-Kaidę, ale doszli do wniosku, że przy okazji ustanowią tam swój przyczółek. Wydaje się, że był to wyraz dominacji w stosunkach międzynarodowych i chęć ustanowienia hegemonistycznej pozycji. 2 lata później USA zaatakowały Irak pod pretekstem obalenia reżimu Saddama Husajna. Różnica była taka, że interwencja afgańska była legalna z punktu widzenia prawa międzynarodowego. Stany Zjednoczone oraz NATO miały legitymację Organizacji Narodów Zjednoczonych, by taką akcję przeprowadzić. Nie miały jednak zgody, by przebywać na tym terenie aż 20 lat. To pozwala wnioskować, że tak długi pobyt w Afganistanie był motywowany chęcią dominacji i budowy społeczeństwa afgańskiego.
Wszyscy się zastanawiamy od wielu lat, co Amerykanie robią w Afganistanie i jedyne wytłumaczenie według mnie jest takie, że się pogubili. Chcieli na pewno doprowadzić tę sprawę do końca, pokonać fundamentalizm islamski i ustanowić tam państwo świeckie, pokazując, że odnieśli sukces w tym zakresie. Dlaczego to się nie udało? Otóż bardzo szybko Amerykanie zaczęli być traktowani i postrzegani przez zwykłych ludzi jako okupanci. Taki odbiór wiąże się między innymi z charakterem społeczeństwa afgańskiego, które w dużej mierze jest konserwatywne i mieszka na prowincji (ponad 80% ludzi mieszka poza miastami). Duże znaczenie ma także kultura religijno-plemienna dominująca w Afganistanie. Afgańczycy czują większą lojalność wobec swojego klanu i plemienia niż całego społeczeństwa czy ogólnych idei wolnościowych.
Znaczenie ma tu także fakt, że sama Al-Kaida straciła na swoim znaczeniu na rzecz innych organizacji fundamentalistycznych, m.in. tzw. Państwa Islamskiego, które przejęły tę forpocztę terrorystycznej międzynarodówki islamskiej. W mojej ocenie Amerykanie nie wiedzieli, kiedy się wycofać. Gdy w 2003 roku zaatakowali Irak, już nielegalnie bez rezolucji ONZ, to tam deklarowanym celem była demokratyzacja i stworzenie wolnego państwa. W domyśle zatem wszyscy uznawali, że taka sama motywacja przyświecała im w Afganistanie. Amerykanie uwikłali się w kolejną wojnę, której nie rozumieli. Nie rozumieli także, że nie można odciąć Al-Kaidy od talibów, bo gdy ich zaatakowali, to ci scalili siły. Mieszanka zarówno czynników wewnątrzafgańskich, jak i regionalnych doprowadziła do porażki Stanów Zjednoczonych, a wraz z nimi Polski i innych członków NATO.
Jaki jest scenariusz rozwoju sytuacji?
Współcześni talibowie są całkowicie inni niż ci z lat 90. XX wieku. Świat się zmienił, zmienili się także talibowie, którzy przyjęli bardziej nowoczesne wzorce funkcjonowania, a dodatkowo zginęło wielu ich najbardziej radykalnych przedstawicieli. Młoda generacja talibów używa telefonów komórkowych i satelitarnych, nowoczesnej broni, ma rzecznika prasowego czy konto na Twitterze. Trwa więc wojna hybrydowa, a nie tradycyjna.
Uważam, że talibowie obecnie chcieliby jedności afgańskiej, jednak część społeczeństwa afgańskiego już przeciwko nim protestuje. Trudno przewidzieć, jak daleko są w stanie pójść na ustępstwa? Dostrzegam tam jednak inne zagrożenia. Pierwszym z nich jest ogromna bieda, której nie zmieniły nawet ogromne środki przekazane tam przez Amerykanów. Co gorsze, środki włożone w infrastrukturę przepadły, gdyż po po wycofaniu się Amerykanów, była ona specjalnie niszczona.
Drugim zagrożeniem jest brak spójności i jedności wśród samych talibów. Grupa, która jest u władzy obecnie, to ponownie zlepek wielu dowódców reprezentujących różne prowincje, którzy mają swoje interesy. Zwyczajowo gdy jakaś strona wysyła delegację, to jest pięciu przedstawicieli, a talibowie jeżdzą w grupie złożonej czterdziestu osób, np. żeby negocjować do Kataru, i żaden nie chciał ustąpić. Dobrze by było, żeby dzisiejsi Talibowie okazali się bardziej „typowi”, przewidywalni, jeśli chodzi o kreowanie stosunków wewnątrz państwa. Istnieją bowiem różne fundamentalistyczne państwa islamskie, takie jak Pakistan, Iran, Arabia Saudyjska czy nawet Katar, w których prawo jest przestrzegane i na pewno za samo „myślenie inaczej” nie jest się zabijanym. Obawiam się jednak, że talibowie bardzo szybko się pokłócą i Afganistan znowu zacznie być rozdzierany przez walki wewnętrzne pomiędzy poszczególnymi prowincjami czy klanami, które nie będą chciały przyjąć woli władzy centralnej, bo nie będą miały wystarczającego uczestnictwa we władzy. Z drugiej strony sądzę, że świat powinien uznać talibów, którzy przejęli tę władzę i kontrolują całość terytorium.
Afganistan będzie państwem islamskim opartym na prawie szariatu, gdzie prawo na pewno nie będzie demokratyczne, a większość zasad funkcjonowania społecznego będzie oparta na islamie. Jaki będzie rząd? Wiem, że to niepopularna opinia, ale sądzę, że jedynie jakiś silny rząd, talibów niestety, jest w stanie ustabilizować sytuację w Afganistanie i doprowadzić do tego, żeby to państwo funkcjonowało w miarę normalnie. W przeciwnym razie kraj, podzielony, niezwykle zróżnicowany, pogrąży się w chaosie.
Nie przewiduję, że z Afganistanu wyleje się jakaś fala terroryzmu międzynarodowego. Są w stanie się podjąć walki na swoim terytorium z kimkolwiek, bo Amerykanie wyposażyli doskonale armię afgańską, a ponadto zostawili, właściwie porzucili mnóstwo własnego sprzętu. Amerykańska administracja popełniła ogromny błąd. Porozumienie wynegocjowane z talibami zakładało, że wojska USA opuszczą Afganistan do końca września 2021 r. Tymczasem Amerykanie nie dotrzymali terminu i wcześniej wycofali żołnierzy np. z bazy Bagram, zostawiając 17,5 tys. przedstawicieli armii, ale też cywilów i współpracowników. A co mieli zrobić w tej sytuacji Talibowie, jak budzą się rano i nie ma Amerykanów? Respektować to, bo mamy porozumienie? Zabieramy co nasze i tyle, bo ktoś inny to zabierze. To jest dla mnie niewytłumaczalny błąd administracji amerykańskiej. Mieli wszystko uzgodnione i mogli wycofać się w sposób spokojny. Te działania ośmieliły talibów, doprowadziły do chaosu i międzynarodowego kryzysu.
*dr Bartosz Bojarczyk – adiunkt w Katedrze Stosunków Międzynarodowych UMCS. Jego zainteresowania badawcze to: bezpieczeństwo międzynarodowe, stosunki międzynarodowe na Bliskim Wschodzie, w Azji Centralnej i na Kaukazie, polityka zagraniczna Iranu, terroryzm międzynarodowy.