SZTUKMISTRZ BEZ IMIENIA
Rozmowa z Tomaszem Pietrasiewiczem, twórcą polskiego Yad Cashem; sprawił on, że na lubelskim Podzamczu, centrum dzielnicy żydowskiej, po której nie ma dziś śladu, jedna z latarń pali się całą dobę, zawsze...
Łukasz Marcińczak: W Opowieściach chasydów Martina Bubera czytamy, że krakowskiemu rabinowi Ajzykowi we śnie Bóg nakazał się udać do Pragi, by tam pod pewnym mostem poszukał skarbu. Ajzyk nie znalazł skarbu, ale spotkał w Pradze człowieka, który go wyśmiał, opowiadając, że jemu przyśniło się, że powinien szukać skarbu pod piecem jakiegoś Ajzyka w Krakowie. Ajzyk wrócił do domu i został bogaty. To jest historia, która przytrafiła się też Panu – prowadził Pan jeden z kilku teatrów alternatywnych w Lublinie, ich siedzibą była grożąca zawaleniem Brama Grodzka. W porównaniu z Bramą nowa siedziba, do której przeniesiono teatry, mogła uchodzić za luksusową, ale Pan wrócił do tej pięknej ruiny i Brama się zaczęła przed Panem otwierać. Bo w lubelskiej wersji tej przypowieści Ajzykiem, oczywiście, jest Pan, a człowiekiem, który otworzył Panu oczy – Władysław Panas. Ale chciałbym zapytać o sen...
Tomasz Pietrasiewicz: Myślę, że nasze sny jakoś się na siebie nałożyły. On był w takim momencie, że uniwersytet mocno go uwierał, szukał miejsca, gdzie mógłby być w sensie intelektualnym poza uczelnią, i my wspólnie jakby rośliśmy na tym miejscu – on zaczął opisywać fenomen Bramy, a my, wtedy jeszcze tylko jako Teatr N.N., działaliśmy tutaj, wzajemnie się inspirując. Władysław Panas jest jedną z najważniejszych osób w moim życiu i jedną z najważniejszych osób dla tego miejsca, jeśli nawet nie najważniejszą. Czasem zastanawiam się, co by było ze mną, gdybym nie spotkał Panasa, albo czy wydarzyłoby się to wszystko, gdybym poznał go w innych okolicznościach i w innym czasie. Przypuszczam, że wtedy byłbym kimś innym, bo wcześniej nie byłem przygotowany na takie spotkanie, tak jak nie byłem przygotowany bardzo długo na spotkanie z Bramą. Byłem niedojrzały, nie miałem wiedzy, nie czułem w sobie otwartości na sytuację symbolizowaną przez Bramę, która oddzielała, ale jednocześnie łączyła dwa światy. Ta przypowieść jest bardzo głęboka, czasem mijamy osoby albo miejsca i one nie są ważne dla nas, a przychodzi moment, kiedy coś się w nas zmienia i nagle patrzymy na nie innymi oczyma. Panas sprawił, że patrząc na Podzamcze, zrozumiałem, że patrzę na pustkę po mieście, o którym zapomniano. Zrozumiałem, że jestem za tę pustkę i pamięć odpowiedzialny. To był moment przełomowy. Wtedy nawróciłem się na Bramę.
Więcej w: Łukasz Marcińczak, "Świat trzeba przekręcić. Rozmowy o imponderabiliach", Lublin: Norbertinum, 2013, s. 243-266.