Ta strona używa cookies
Ze względu na ustawienia Twojej przeglądarki oraz celem usprawnienia funkcjonowania witryny umcs.pl zostały zainstalowane pliki cookies. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na ich używanie. Możesz to zmienić w ustawieniach swojej przeglądarki.
W listopadowym numerze „Wiadomości Uniwersyteckich” ukazał się wywiad z Piotrem Kotowskim – kierownikiem Dyskusyjnego Klubu Filmowego „Bariera” m.in. na temat historii i działalności klubu. Zapraszamy do lektury!
W tym roku mija 50 lat od momentu, kiedy w Chatce Żaka rozpoczął działalność Dyskusyjny Klub Filmowy „Bariera”. Proszę przybliżyć jego historię. Od czego to wszystko się zaczęło, skąd wzięła się nazwa „Bariera”?
W kwietniu 1972 r. na ekranie w Chatce Żaka odbył się pierwszy pokaz inaugurujący działalność DKF „Bariera”. Od połowy lat 50. ubiegłego wieku ruch klubowy, jaki powstał na fali politycznej odwilży, w kolejnych dekadach przeżywał w Polsce spontaniczny, oddolny rozkwit. Szczególną rolę odgrywał w środowiskach akademickich, gdzie wpisywał się w nurt tworzenia alternatywnej kultury studenckiej.
Ten proces nie mógł ominąć także Lublina, a jako pierwsi wystąpili z taką inicjatywą studenci Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej (pod wodzą studenta Wydziału Prawa Jana Orzechowskiego). Od pierwszej projekcji, aż do dzisiaj, kolejne pokolenia studentów zyskały wyjątkową szansę obcowania z filmami o znaczących walorach artystycznych, niedostępnymi z reguły w codziennym repertuarze kin.
Wypadający w tym roku jubileusz 50-lecia istnienia DKF „Bariera” to dobry moment na półwieczny bilans i podsumowanie dotychczasowej działalności klubu zasłużonego dla upowszechniania kultury filmowej. W założeniu ma to być nieustające święto kina, podczas którego chcemy pokazać, na czym polegał fenomen tego miejsca, gdzie oprócz ekskluzywnych pokazów filmowych odkrywaliśmy autorskie indywidualności, a także nowe kinematografie wraz z towarzyszącymi temu zjawiskami i trendami w kinie światowym.
A nazwa klubu pochodzi od tytułu filmu Jerzego Skolimowskiego, który miał tu swoją autorską retrospektywę na samym starcie DKF.
DKF „Bariera” prowadzi Pan od 1975 r., a od 1979 r. kino studyjne „Chatka Żaka”. Jak to się stało, że absolwent filologii polskiej zainteresował się filmem i wypełnił nim w zasadzie całe swoje życie zawodowe?
Z wyborem docelowego miejsca przeznaczenia nie miałem specjalnie problemu. Już w trakcie pobierania nauki w liceum starałem się spędzać więcej czasu w kinie niż w szkole. Miałem zwłaszcza dwa ulubione przybytki X muzy: Kino Staromiejskie i Chatkę Żaka, które tym wyróżniały się na mapie lubelskich kin, że pokazywały ambitniejszy, studyjny repertuar. A Chatka Żaka dodatkowo wabiła obecnością DKF, którego działalność była wprawdzie adresowana do studentów, ale przy pomocy drobnego fortelu udało mi się zdobyć karnet. Po rozpoczęciu studiów wiedziałem, że to będzie mój docelowy adres. Po niezbyt długim stażu udało mi się, najpierw wspólnie z przyjacielem z liceum i studiów Staszkiem Krusińskim, przejąć w DKF stery. A kiedy mój wspólnik zajął się dziennikarstwem, zostałem na tej działce sam. I przyznaję, trochę się zasiedziałem.
Co decyduje o fenomenie DKF „Bariera”, że działa nieprzerwanie od 50 lat? Jakiego rodzaju filmy możemy tu zobaczyć?
Na długą żywotność „Bariery” miały wpływ prywatne dojścia do różnych instytucji kultury i kontakty z odpowiednimi ludźmi, gotowymi wesprzeć studentów filmami niedostępnymi w polskich kinach. Bowiem film w czasach Polski socjalistycznej był tak jak inne towary dobrem reglamentowanym. Podlegał też restrykcjom cenzury. Ale tutaj dzięki pomysłowości i sztuce lawirowania udało się unikać wszelkich raf, jakie stały na przeszkodzie w dotarciu pożądanych przez nas tytułów na ekran Chatki Żaka, i niewielkim „kosztem ubocznym”, bo często tylko za cenę utajnienia na afiszu planowanych, kontrowersyjnych filmów. Zresztą szybko okazało się, że takie konspiracyjne pokazy były dla naszych widzów najlepszą formą reklamy. Na tajemniczy film bez tytułu należało stawić się obowiązkowo, żeby nie przegapić często jedynej okazji jego obejrzenia. Fakt, że sala pękała wtedy w szwach.
W dłuższej perspektywie liczyło się też to, że dbaliśmy, aby repertuar klubu, obojętne czy jawny, czy tajny, nigdy nie schodził poniżej pewnego poziomu i był w stanie zaspokoić potrzeby widzów oczekujących w tym miejscu wyjątkowych wrażeń. I tak zostało do dziś.
Jest Pan kuratorem linii programowej KADR w Chatce Żaka. Jakie inicjatywy podejmowane są w ramach tej linii? Kto i z jakimi pomysłami może się do was zgłosić?
Linia programowa KADR, jedna z kilku funkcjonujących w Akademickim Centrum Kultury i Mediów UMCS Chatka Żaka, ma sprawować pieczę nad obecnością filmu w programie tej instytucji. Za główne narzędzia do tego celu służą DKF „Bariera” i kino studyjne. Tutaj odbywają się regularne spotkania klubowe, przeglądy tematyczne, retrospektywy autorskie czy repliki festiwali. Także spotkania z ludźmi kina. Dbamy ponadto o archiwalia związane z filmem, takie jak wydawnictwa filmowe czy plakaty.
Jesteśmy również otwarci na inicjatywy zaproponowane przez naszych widzów. Analizujemy je tylko pod kątem możliwości realizacji.
Żyjemy w czasach, w których w zasadzie każdy może nakręcić film i go rozpowszechnić. Zalewa nas fala miernej jakości filmów komercyjnych. Jak się w tym wszystkim odnaleźć i gdzie szukać produkcji ambitnych i wartościowych?
Najlepszym sposobem na ochronę przed filmami, z którymi lepiej się nie spotkać, jest znalezienie własnych ścieżek do źródeł dobrego kina. Dyskusyjne kluby filmowe i kina studyjne są od lat takim sprawdzonym partnerem. W dobrej sytuacji jest też ten, kto może bywać w warszawskim kinie Iluzjon, prowadzonym przez Filmotekę Narodową, z bezcennymi zasobami klasyki filmowej. Nie odcinam się jednak również od platform streamingowych. Wprawdzie filmy wolę oglądać w kinie, ale nie bronię się przed wizytą na Netfliksie, jeśli tylko mogę znaleźć tam tytuł, na którym mi zależy.
W ramach pracy zawodowej organizuje Pan przeglądy i imprezy filmowe oraz zajmuje się publicystyką filmową. A prywatnie – jakie kino, filmy Pan lubi?
Interesuje mnie nowe oblicze kina, które najłatwiej wypatrzyć na festiwalach filmowych. Ale jestem również przywiązany do takich evergreenów filmowych, z którymi czas obszedł się łagodnie i dzisiaj można je oglądać z podobnymi emocjami jak niegdyś w dniu premiery. Jubileuszowe pokazy 50-lecia „Bariery” pozwalają na takie powroty do filmów, których nie sposób zapomnieć. Szkoda, że tylko w skromnym wymiarze. Może na stulecie uda się zgromadzić ich więcej.
Rozmawiały Ewa Kawałko-Marczuk i Magdalena Cichocka
Fot. Bartosz Proll