Ta strona używa cookies
Ze względu na ustawienia Twojej przeglądarki oraz celem usprawnienia funkcjonowania witryny umcs.pl zostały zainstalowane pliki cookies. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na ich używanie. Możesz to zmienić w ustawieniach swojej przeglądarki.
W grudniowym numerze „Wiadomości Uniwersyteckich” w dziale Nasi absolwenci ukazał się wywiad z dr. Tomaszem Durakiewiczem – dyrektorem Programu Fizyki Ciała Stałego w National Science Foundation, absolwentem fizyki UMCS. Rozmowę przeprowadziła Magdalena Cichocka z Redakcji „Wiadomości Uniwersyteckich”. Zachęcamy do lektury!
Fot. Bartosz Proll
W 1992 r. ukończył Pan fizykę na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej. Dlaczego wybrał Pan akurat taki kierunek?
Były dwa powody. Pierwszy – z miłości. I to wcale nie do fizyki, ale do pięknej uczennicy i aktorki teatru szkolnego w II Liceum im. Jana Hetmana Zamoyskiego. Poznałem Anię w 1984r., a ślub wzięliśmy w 1990 r. Ona zdecydowała się na studiowanie matematyki w Lublinie, a ja chciałem studiować geologię w Krakowie. Gdy się zakochałem, zmieniłem zdanie i wybrałem fizykę w Lublinie. Oba kierunki funkcjonowały na Wydziale Matematyki i Fizyki UMCS, więc mogliśmy łatwo połączyć studia z randkowaniem.
Drugi powód to moja wspaniała nauczycielka fizyki z liceum – pani prof. Teresa Malicka. Pomogła mi realizować pasję do eksperymentowania, a w trakcie dwóch ostatnich lat szkoły zauważyła, że mam do tego „smykałkę” i pozwalała mi przygotowywać pokazy doświadczeń fizycznych podczas lekcji. Mogłem też zostawać w doskonale wyposażonej pracowni po zajęciach i eksperymentować samodzielnie, np. tworzyłem proste systemy soczewek, a nawet budowałem komorę Wilsona! Do dziś pamiętam niesamowite emocje odczuwane, gdy oglądałem gołym okiem tor cząstki alfa będący śladem kondesacji w przechłodzonej parze. Dodatkowo jako asystent od pokazów byłem przepytywany przy tablicy o wiele rzadziej niż koleżanki i koledzy z klasy.
Jak Pan wspomina czas studiów? Wiele osób twierdzi, że to najlepszy okres w ich życiu. Pan też tak uważa?
Tak, zdecydowanie! Studia na ówczesnym Wydziale Matematyki i Fizyki (Informatykę do nazwy Wydziału dodano później) były wyjątkowo szczęśliwym czasem. Polska przechodziła wówczas transformację ustrojową, wyzwalając się z komunistycznego ucisku. Byłem zakochany, zdrowie mi dopisywało, a do tego uczyłem się niesłychanie fascynujących rzeczy o otaczającym mnie świecie.
Fizyka na UMCS słynęła z wybitnych nauczycieli akademickich, takich jak profesorowie: Maksymilian Piłat, Mieczysław Subotowicz, Bogdan Adamczyk, Stanisław Hałas, Stanisław Szpikowski, Mieczysław Budzyński, Mieczysław Jałochowski, Karol Wysokiński, Andrzej Góźdz, Wiesław Kamiński, Longin Gładyszewski, Tomasz Goworek, Dariusz Mączka, Wiesław Gruszecki i wielu innych, od których miałem szczęście się uczyć (niestety na pełną listę nazwisk brak tu miejsca). Jeśli ma się dobrych nauczycieli – a z takich Wydział do dzisiaj słynie – można poznać ścisły język, jakim opisuje się naturę, a potem używać go we własnych badaniach i odsłaniać małe kawałki przepięknej mozaiki tajemnic Wszechświata.
Właśnie moment przejścia od uczenia się do nauczania jest najbardziej ekscytującym punktem zwrotnym w życiu studenta. Są to swoiste narodziny aktywnego uczestnika procesu obalania paradygmatów, gdy mamy jeszcze wiele do wysłuchania, ale zaczynamy już mieć coś do powiedzenia. Wreszcie błogosławieństwem młodości jest krytyczne podejście do status quo w połączeniu z brakiem doświadczenia i umiejętności oceny rzeczywistości. Ten gorzki „dar” realizmu przychodzi dopiero po latach zmagania się ze światem i z sobą samym. Ale wcześniej, gdy jeszcze nie wiemy, co jest niemożliwe, wszystko jest możliwe.
Tuż po studiach został Pan zatrudniony w Pracowni Spektrometrii Mas w Instytucie Fizyki UMCS, a tym samym związał się na dłużej z naszym Uniwersytetem. Jakie doświadczenia zawodowe Pan wtedy zdobył?
Prof. Stanisław Hałas przyszedł na mój wykład w ramach Koła Naukowego Studentów Fizyki, którego byłem prezesem. Wykład dotyczył struktury krystalicznej minerałów, a Profesor był mocno zaangażowany w badania geochemii izotopów stabilnych. Jakiś czas po wykładzie zaproponował mi asystenturę i tak w 1992 r. zaczęła się moja pierwsza praca „na etacie”. Prof. Hałas i cały zespół Pracowni ukształtował moje podejście do pracy naukowej – zawsze powodowane ciekawością świata i często w uroczy sposób oderwane od rzeczywistości. Jeśli jakiś temat był interesujący, Profesor drążył go, nie zważając na czas, finanse czy inne przyziemne ograniczenia.
W zespole prof. Hałasa, w skład którego wchodzili wówczas doktorzy: Janina Szaran, Andrzej Trembaczowski i Halina Niezgoda, panowała rodzinna atmosfera. Codziennie spotykaliśmy się w gabinecie Profesora, gdzie popijaliśmy herbatę parzoną na wodzie destylowanej i jedliśmy domowej roboty ciasta.
Pracownia Spektrometrii Mas stworzyła mi najlepsze warunki do rozwoju i nauki. Prof. Hałas nauczył mnie jak pisać prace naukowe, analizować dane, planować eksperymenty, prezentować wyniki na konferencjach, pisać wnioski o granty i kształcić studentów. Jego zainteresowania naukowe można określić jednym słowem: wszystko. Obejmowały astronomię, geochemię izotopową, termodynamikę, fizykę powierzchni, statystykę, paleontologię, elektronikę itd. Profesor był typem naukowca i nauczyciela z pasją, któremu przyjemność sprawia telefon o pierwszej w nocy, gdy pojawił się przeciek na flanszy i zagubiony asystent poprosił o pomoc. Praca z nim opierała się na współzawodnictwie i różnicy poglądów, co generowało wiele użytecznych wyników, bo każdy z nas chciał wykazać, że ma rację. A pracowaliśmy dużo. Pamiętam, jak prof. Leszek Michalak w żartach skarżył się, mówiąc, że „Hałas z Durakiewiczem zużywają większość energii elektrycznej Wydziału, bo zawsze świeci się u nich światło”. Z czasem moje relacje z prof. Hałasem zaczęły wykraczać poza sferę zawodową i zostaliśmy przyjaciółmi. Zawsze bardzo doceniałem jego niesamowitą intuicję w rozwiązywaniu trudnych problemów, a także odwagę w wybieraniu nowych kierunków badań.
Jak potoczyła się Pana dalsza kariera zawodowa? Wiem, że na stałe wyjechał Pan z Polski i zamieszkał w Stanach Zjednoczonych.
Po obronie doktoratu w 1998 r. napisałem wniosek do Fundacji na rzecz Nauki Polskiej o stypendium zagraniczne. Wybrałem University of New Mexico w Albuquerque, gdzie znajduje się laboratorium jednego z najlepszych na świecie ekspertów w dziedzinie geochemii izotopowej – prof. Zachary’ego Sharpa. Do USA wyjechaliśmy całą rodziną, z żoną Anną i synem Jasiem, który właśnie skończył pierwszą klasę szkoły podstawowej.
W Albuquerque zajmowałem się badaniem składu izotopowego emalii zębowej dinozaurów. W trakcie pobytu dostałem e-mail od prof. Ala Arko z Los Alamos National Laboratory (LANL). Los Alamos to mała miejscowość między górami Jemez a doliną Rio Grande, około godziny jazdy na północ od Albuquerque, w której od czasów Projektu Manhattan (1942–1945) do dzisiaj prowadzone są prace naukowe związane z obronnością i innymi zagadnieniami o strategicznym znaczeniu dla USA. Prof. Arko był wówczas szefem grupy fotoemisjii poszukiwał kogoś do budowy nowego instrumentu:Laser Plasma Light Source, gdzie źródłem promieni ultrafioletowych do fotoemisji jest plazma generowana przez laser dużej mocy. Pojechałem do Los Alamos, wygłosiłem referat i niemal od razu dostałem zaproszenie do współpracy. Za zgodą Fundacji skróciłem pobyt w Albuquerque do ośmiu miesięcy i przeniosłem się do Los Alamos. Po krótkim okresie pracy jako Director’s Funded Postdoc zaproponowano mi stały etat naukowy, który chętnie przyjąłem.
W ten sposób krótki wyjazd niespodziewanie przekształciłsię w wieloletni pobyt. Praca w Los Alamos, zwłaszcza badania struktury elektronowej i fizyki powierzchni materiałów radioaktywnych takich jak urani pluton, była pod każdym względem fascynująca, motywująca i dawała mi szansę rozwoju poprzez dostęp do unikalnych urządzeń, infrastruktury i zaplecza badawczego. Po zbudowaniu LPLS zacząłem regularnie korzystać z synchrotronów w USA i Europie, równocześnie prowadząc badania plutonu na miejscu. Los Alamos jest miejscem szczególnym – oprócz przepięknej przyrody mieszka tam największa na świecie liczba osób z doktoratem w przeliczeniu na metr kwadratowy. Dzięki temu nie było takiego problemu naukowego, który musiałem rozwiązywać samodzielnie – zawsze w pobliżu znalazł się ekspert chętny do pomocy. Tak nawiązałem liczne współprace naukowe i przyjaźnie z wybitnymi naukowcami, wiele z nich trwa do dziś.
Obecnie pełni Pan funkcję dyrektora jednego z programów National Science Foundation. Czym zajmuje się Pan w swojej pracy?
Po około 14 latach w Los Alamos zdecydowałem, że czas na zmianę. Mój wuj, Tadeusz Stachowicz, zwykł mawiać, że nie powinno się pozostawać w jednym miejscu dłużej niż pięć lat. Dlatego gdy pojawiła się możliwość aplikowania o stanowisko dyrektora Programu Fizyki Ciała Stałego w National Science Foundation, wysłałem swoje CV i zostałem zaproszony na całodzienne interview, a pod koniec dnia zaproponowano mi pracę, którą wykonuję już od ponad 10 lat.
Praca w NSF polega na zarządzaniu i tworzeniu nowych programów w zakresie finansowania nauki i edukacji. Odbywa się to w ścisłej współpracy ze środowiskiem fizyków w USA, z Białym Domem, który kreuje politykę naukową kraju, i ze społeczeństwem, które jest beneficjentem działalności NSF. Oprócz zarządzania strumieniem napływających wniosków o finansowanie badań moja praca wiąże się z licznymi podróżami do głównych beneficjentów. Dzięki temu miałem okazję odwiedzić wszystkie większe i wiele pomniejszych ośrodków fizyki w USA: od CalTech, Berkeley, Stanford University na zachodzie do Princeton, MIT, Harvard na wschodzie, University of Florida czy University of Texas na południu, a także University of Wisconsin i University of Chicago na północy.
Szczególnie bliska mojemu sercu jest misja powiększania dostępu do wiedzy, edukacji i technologii dla ludzi wykluczonych z głównego nurtu finansowania nauki, takich jak mniejszości narodowe i rasowe, osoby o niskich dochodach, bez dostępu do wykształcenia na wysokim poziomie, osoby podejmujące studia jako pierwsze w historii całej rodziny itp. Wykluczenie ma wymiar osobisty, ale też pojawia się na poziomie instytucjonalnym, ponieważ większość uczelni wyższych w USA jest mocno niedofinansowana, zwłaszcza gdy chodzi o nowoczesne technologie związane np. z zastosowaniami mechaniki kwantowej w komputerach kwantowych, funkcjonalnych materiałach kwantowych czy komunikacji kwantowej. Stąd w dodatku do zarządzania Programem Fizyki Ciała Stałego o rocznym budżecie około 30 mln dol. stworzyłem od podstaw program ExpandQISE o budżecie całkowitym około 100 mln dol. (na 3 lata), służący budowaniu „masy krytycznej” nauki i edukacji w uczelniach niedofinansowanych, oraz program Q- AMASE-i (o budżecie całkowitym 55 mln dol.), który pozwala zbudować infrastrukturę do przyspieszonego odkrywania i wdrażania nowych materiałów kwantowych. Zajmowałem się też tworzeniem wielu pomniejszych programów dotyczących np. wdrażania fizyki kwantowej w szkołach podstawowych i średnich, badań splątania cząstek Majorany do przyszłych zastosowań w kwantowych komputerach topologicznych albo stosowania technologii blockchain w edukacji.
Poza licznymi zawodowymi obowiązkami znajduje Pan czas jeszcze na dość nietuzinkowe hobby. Proszę opowiedzieć o tym coś więcej.
To prawda, uwielbiam pracować w drewnie. Mam małą obrabiarkę, na której wykonuję miski z różnych rodzajów drewna. Dodatkowo od czasów licealnych, kiedy należałem do zespołu muzycznego, lubię grać na gitarze basowej – w tym przypadku brak umiejętności łatwo mogę nadrobić zwiększeniem głośności. W ostatnich latach jednak najwięcej wolnego czasu spędzam w ogrodzie, a moje pomidory i papryczki chili w tym roku wspaniale się udały.
Nasza rozmowa odbywa się w roku jubileuszu 80-lecia UMCS. Czego w związku z tym chciałby Pan życzyć swojej Alma Mater na kolejne lata funkcjonowania?
Najpierw chciałbym zwrócić uwagę na książkę 80 lat Matematyki i Fizyki na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej, która niedawno wpadła mi w ręce. Dla każdego zainteresowanego historią matematyki i fizyki na UMCS stanowi ona świetne źródło informacji. Składam wielkie gratulacje moim koleżankom i kolegom, którzy przyczynili się do powstania tej publikacji.
Jubileusz 80-lecia UMCS jest radosną okazją do wspomnień i planowania. Pamiętam, jak w latach 90. zajmowałem się z ówczesnym doktorem, a dziś rektorem prof. Radosławem Dobrowolskim analizą izotopową próbek z torfowisk. Współpraca dwóch, wydawałoby się zupełnie odmiennych dziedzin nauki: fizyki i geografii była dla nas źródłem wielkiej satysfakcji, gdy odkrywaliśmy razem tajemnice paleoklimatyczne zaklęte w osadach węglanowych.
To właśnie ilustruje siłę UMCS, który jest uczelnią zdolną do szybkiego generowania wszelkich możliwych kombinacji owocnej interdyscyplinarnej współpracy. UMCS potrafi reagować na ciągle zmieniające się wyzwania, posiada tradycje doskonałej edukacji na najwyższym światowym poziomie, jest miejscem spotkań wzajemnie wzbogacających się kultur oraz intelektualnym silnikiem rozwoju całego regionu.
W jubileuszowym roku życzę naszemu 80-latkowi, aby pozostał generatorem doskonałości poprzez akceptację różnorodności i stwarzanie warunków do rozwoju, gdzie każdy adept nauki i edukacji znajdzie swoją drogę i zbuduje fundament sukcesu. A moim koleżankom i kolegom oraz wszystkim studentom UMCS życzę wytrwałości i pogody ducha, zwłaszcza w tych trudnych czasach. Maria dała radę, nam też się uda!
Rozmawiała Magdalena Cichocka