Ta strona używa cookies
Ze względu na ustawienia Twojej przeglądarki oraz celem usprawnienia funkcjonowania witryny umcs.pl zostały zainstalowane pliki cookies. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na ich używanie. Możesz to zmienić w ustawieniach swojej przeglądarki.
W październikowym numerze „Wiadomości Uniwersyteckich” ukazała się rozmowa z prof. dr. hab. Walentym Balukiem – dyrektorem Centrum Europy Wschodniej UMCS i dr. Jakubem Olchowskim z Katedry Bezpieczeństwa Międzynarodowego UMCS. Zachęcamy do lektury!
fot. Klaudia Olender Dezinformacja i propaganda to elementy wojny hybrydowej, z których chętnie korzysta Rosja. Proszę przybliżyć naszym Czytelnikom temat rosyjskiej narracji i historycznego storytellingu. Dr Jakub Olchowski: Rosja sprawnie posługuje się całą machinerią propagandową i dezinformacyjną. Robi to od stuleci i wychodzi jej to bardzo dobrze. Podniosła do rangi sztuki używanie instrumentów informacyjnych i dezinformacyjnych i sztuka ta jest wykorzystywana przez nią do realizacji interesów strategicznych, podobnie jak wiele innych elementów, które wcale nie są – przynajmniej na pierwszy rzut oka – instrumentami polityki zagranicznej, jak np. surowce naturalne czy energetyka. To samo dotyczy miękkiej warstwy, czyli np. kultury i narracji historycznych, używanych przez Rosję do budowania pewnej określonej wizji świata nie tylko w samej Rosji. Prof. dr hab. Walenty Baluk: Mówiąc o rosyjskiej propagandzie i dezinformacji, trzeba wziąć pod uwagę, że są to celowe działania państwa rosyjskiego, które próbuje oddziaływać nie tylko na opinię publiczną państw zachodnich, obszaru poradzieckiego czy państw tzw. globalnego południa, ale też na opinię publiczną w samej Federacji Rosyjskiej. Jeżeli odwołamy się do tradycji propagandy i dezinformacji, to zauważymy dwa wymiary. Jej uprawianiem zajmują się zarówno instytucje publiczne, jak i organizacje pozarządowe – cywilne oraz te na szczeblu struktur siłowych związanych m.in. z ministerstwem obrony. Rosja jest dobrze przygotowana instytucjonalnie do szerzenia propagandy, ma wyspecjalizowaną kadrę i finansuje przedsięwzięcia związane z dezinformacją. Znane są różnego rodzaju dane statystyczne mówiące o tym, że rocznie ten budżet może wynosić od 3 do 9 mld dol. Storytelling jest jednym z narzędzi, przy pomocy których Rosja wpływa nie tylko na swoją opinię publiczną, ale także państw zachodnich. Innymi słowy – ten marketing narracyjny opowiada historię, odwołując się m.in. do emocji i wyobrażeń. Rosja wykorzystuje storytelling do narzucenia swojej wizji historii. Mogliby Panowie podać kilka przykładów filmów fabularnych i dokumentalnych, które przekazują tę rosyjską narrację? J.O.: Jeśli chodzi o rosyjską kinematografię, musimy mieć świadomość, że Rosjanie mają znakomite, głęboko zakorzenione tradycje filmowe i artystyczne. W Związku Radzieckim powstało wiele filmów ważnych dla kinematografii światowej, m.in.: Lecą żurawie, Tak tu cicho o zmierzchu, Idź i patrz. Oczywiście musimy mieć na uwadze, że to filmy radzieckie, które niosą za sobą określony przekaz ideologiczny, ale – co też istotne – wszystkie mniej lub bardziej odnoszą się do II wojny światowej, która w Rosji zwana jest „wielką wojną ojczyźnianą”. Kiedy Związek Radziecki się rozpadł, jego sukcesorka, Rosja, weszła w trudny okres, wszystko wyglądało tam nie najlepiej, także kinematografia. Mimo to w latach 90. powstało wiele świetnych filmów, np. Spaleni słońcem z 1994 r. w reżyserii Nikity Michałkowa, który został nagrodzony Oskarem za najlepszy film nieanglojęzyczny. Ale obecnie wszystko się zmieniło. Gdy do władzy doszedł Władimir Putin, rosyjska kinematografia powróciła do przekazu ideologicznego. XXI w. w rosyjskim kinie związany jest w dużej mierze z określoną narracją, w której można wskazać wiele wątków. To np. swego rodzaju sojuzonostalgia: „Związek Radziecki nie był taki zły, żyliśmy tam, to było wielkie państwo i potęga”. Przykładem tego jest film z 2004 r. pt. 9 kompania. To produkcja o wojnie w Afganistanie, rzekomo oparta na faktach, ale powiedzmy sobie szczerze – luźno inspirowana pewnymi wydarzeniami. Oczywiście nie ma w niej słowa o tym, że to Związek Radziecki zaatakował Afganistan – nie jest to przecież istotne. Ważna jest natomiast narracja, że żołnierze pochodzący z różnych stron ZSRR dzielnie walczyli za ojczyznę, która się o nich nie troszczyła i trochę o nich zapomniała, a przecież oni ją kochali. To film świetnie zrobiony technicznie, notabene częściowo kręcony na Krymie przy wsparciu ukraińskiej armii. Na Zachodzie często określa się takie produkcje mianem blockbusterów, tzn. wielkich hitów kinowych. Pojawiają się jeszcze inne ważne wątki. Jednym z nich jest gloryfikacja carskiej Rosji. Świetny przykład stanowi film biograficzny o admirale Kołczaku pt. Admirał z 2008 r. Możemy się z niego dowiedzieć, że w carskiej Rosji „kapało od złota”, były tam wyłącznie piękne kobiety w cudownych kreacjach oraz przystojni mężczyźni w eleganckich mundurach. Inny wątek to oczywiście wojna – Rosjanie uwielbiają ten temat, zwłaszcza tzw. wielką wojnę ojczyźnianą, będącą fundamentem dzisiejszej tożsamości państwowej i narodowej Rosji. Ten wątek pojawia się w wielu produkcjach. Musimy mieć też na uwadze fakt, że w Rosji do kin trafia rocznie około 200 rosyjskich filmów. Przemysł ten jest potężny i szczodrze finansowany przez państwo, które wymaga, by filmy te niosły określony przekaz. Możemy wymienić wiele takich produkcji wojennych, np. hitem kinowym był film Jesteśmy z przyszłości (2008 r.). Cieszył się ogromną popularnością, do tego stopnia, że nakręcono jego ciąg dalszy. Cechą wspólną tego rodzaju filmów jest to, że pokazują martyrologię Rosjan w czasie wojny oraz bohaterstwo Armii Czerwonej, która ostatecznie zawsze wygrywa i pokonuje nazistów. Inną grupę stanowią filmy historyczne czy raczej – pseudohistoryczne, przedstawiające pewną narrację dotyczącą przeszłości Rosji. Zwróćmy uwagę na Rok 1612, pokazujący złych, bezwzględnych i okrutnych Polaków, którym przeciwstawia się prosty rosyjski lud. Podobnie narracja przebiega w luźnej ekranizacji powieści Nikołaja Gogola pt. Taras Bulba, w której Polacy prześladują Ukraińców i Rosjan. Po 2014 r. i aneksji Krymu pojawił się też nowy wątek, czyli źli Ukraińcy, którzy używają faszystowskich pozdrowień, gwałcą, mordują i palą – zwłaszcza w Donbasie, zaś dzielni Rosjanie chronią ludność cywilną. Warto zauważyć, że Polska i Polacy przedstawiani są często jako najemnicy i rusofobowie. W.B.: Wspominając o historycznym storytellingu stosowanym przez Rosję, nie sposób nie odnieść się do filmów dokumentalnych, w tym także amatorskich, publikowanych np. w serwisie YouTube. W pierwszej kolejności trzeba powiedzieć, że Rosja „poważnie” podchodzi do problemu, stwierdzając, że historia jest na tyle istotną sprawą, iż nie należy oddawać jej w ręce historyków. Stąd Rosyjskim Towarzystwem Historycznym kieruje szef wywiadu zagranicznego Siergiej Naryszkin, a Rosyjskim Towarzystwem Wojskowo-Historycznym – Władimir Medynski. Widzimy zatem, że są to ludzie związani z otoczeniem Putina i strukturami siłowymi. Trend tworzenia filmów o tematyce historycznej wykorzystywany jest w filmach fabularnych, dokumentalnych i amatorskich. Wystarczy podać przykład blogerki Jekateriny Lorens, która prowadziła popularny na YouTube program „Mama w czapce”. Ostatnio zaś nakręciła trzy odcinki pt. „Polska – hiena Europy”, gdzie Polska jest szkalowana i pokazywana w negatywnym świetle jako państwo agresywne, sprzyjające nazistom oraz niewdzięczne za wyzwolenie spod niemieckiej okupacji. Jeżeli odwołamy się do działań wspieranych przez instytucje państwowe, tzn. Ministerstwo Kultury czy Rosyjskie Towarzystwo Wojskowo-Historyczne, to należy wspomnieć o przygotowanym na wysokim poziomie filmie Polski ślad, który traktuje o wojnie ojczyźnianej z 1812 r., a narracja antypolska jest tam umiejętnie podawana odbiorcy. Film rozpoczyna się od cytatu Miłosza, mówiącego o tym, że Polacy i Rosjanie się nienawidzą. Źródeł tej nienawiści narrator upatruje w najazdach Polaków na ziemie Rusi Kijowskiej. Mówiąc o polskiej okupacji Kijowa, umiejętnie zawłaszcza historię Ukrainy, nie wspominając przy tym o barbarzyńskich podbojach Moskwy. W fabule nie ma mowy o rozbiorach Polski, tylko o tym, że imperium rosyjskie zostało najechane przez wojska Napoleona, a 30-tysięczny korpus Polski dokonuje gwałtów i rabunków. Z filmowej narracji dowiadujemy się też, że podczas insurekcji kościuszkowskiej to Polacy mordowali Rosjan w Warszawie, a rzeź mieszkańców warszawskiej Pragi przez żołnierzy Suworowa była jedynie zemstą. Widzimy umiejętną manipulację, która dla rosyjskiego odbiorcy jest oczywista – Rosjanie nie są źli, nawet jeśli wymordowali kilka tysięcy mieszkańców Warszawy, bo w zasadzie był to odwet. Zastosowano tu typowy chwyt rosyjskiej propagandy, czyli odwrócenie sytuacji. Analizując film Cud nad Wisłą – Tuchaczewski vs Piłsudski, widzimy, że w nim też pojawił się wątek polskiej okupacji. To Polska najechała w latach 1919–1920 ziemie białoruskie i ukraińskie, a Rosja radziecka prowadziła wojnę obronną i wyzwalała bratnie narody. Według reżysera to nie Rosja była państwem militarystycznym, a właśnie Polska. Przekaz wzmocniono wypowiedzią Trockiego: „My szczerze chcieliśmy pokoju, lecz Piłsudski wymusił na nas wojnę”. W filmie pominięto obraz Tuchaczewskiego, zaś skoncentrowano się na Piłsudskim, który został przedstawiony jako człowiek pochodzący z rodziny kazirodczej, mający rodzeństwo cierpiące na różne schorzenia psychiczne. Pokazany był także jako charyzmatyczny lider nacjonalistów i szowinistów, którzy nie ograniczyli się do odrodzenia Polski w granicach etnograficznych, tylko historycznych. Chciałbym poruszyć jeszcze temat jednego filmu pt. Wyzwoleńczy pochód RKKA w 1939 r. Jest ciekawy pod względem budowania pewnej narracji historycznej – w kontekście artykułu Putina o II wojnie światowej, w którym oskarżał Polskę o współuczestniczenie w jej rozpętaniu. Według narracji filmu wojna zaczęła się nie we wrześniu 1939 r., a w 1938 r., wraz z początkiem układu monachijskiego. Zatem Polska jako „hiena Europy” po zakończeniu I wojny światowej zamiast zadowolić się swoimi granicami etnograficznymi, sięgała po tereny zachodniej Ukrainy i Białorusi, a nawet odebrała część ziem Niemcom i Litwinom. W dalszej kolejności spiskowała z nazistami przeciwko Związkowi Radzieckiemu, mimo że miała z nim podpisany pakt o nieagresji z 1932 r. Czy, Panów zdaniem, ludzie w Rosji i krajach, które są pod jej wpływem, wierzą propagandowemu przekazowi? J.O.: Lenin zauważył kiedyś, że film jest najważniejszą ze sztuk, bo dzięki obrazom można kształtować umysły i emocje nawet ludzi nieumiejących pisać i czytać, a takich 100 lat temu była w Rosji przeważająca większość. To kształtowanie myślenia jest zresztą charakterystyczne nie tylko dla Federacji Rosyjskiej, bo ludzie – zwłaszcza dziś – czerpią wiedzę z tego, co zobaczą, z obrazów. Wszyscy pewnie widzieliśmy film Braveheart Mela Gibsona, który ma niewiele wspólnego z historią Szkocji, a jednak ukształtował jej wizerunek na świecie bardzo mocno i w sposób trudny do zmiany. Rosyjskie filmy, zarówno fabularne, jak i dokumentalne, które – jak mówiliśmy – są zwykle bardzo dobrze zrobione, utrwaliły w społeczeństwie rosyjskim pewien obraz Rosji i otaczającego ją świata. Rosjanie są przekonani, że ich kraj nigdy nikogo nie napadł, a tylko wyzwalał i bronił, zaś całe zło pochodzi z zewnątrz, w tym – podkreślmy – w dużej mierze z Polski. Interesujące jest to, że Rosjanie przestają oglądać w kinie filmy wojenne z ostatnich lat, np. pokazujące wojnę w Donbasie. Być może wynika to z tego, że są już zmęczeni tym tematem. Niemniej jednak warto zwrócić uwagę, że w Rosji kręci się filmy fabularne pokazujące trwającą właśnie wojnę w Ukrainie. Przykładem może być Świadek – film, w którym pojawia się podobna narracja, czyli dobrzy Rosjanie versus okrutni Ukraińcy i pomagający im zły Zachód, w tym też Polacy. W.B.: Już na początku lat dwutysięcznych podstawowym źródłem informacji dla Rosjan na temat wydarzeń polityczno-społecznych była telewizja. Obecnie widzimy przesunięcie akcentu m.in. na komunikator Telegram. Młodzież i pozostała część społeczeństwa sięgają do tych nośników informacji, dlatego też m.in. propagandyści, ale i stacje telewizyjne, jak RTR, NTW, Pierwyj kanał, mają swoje profile na Telegramie czy kanały na YouTube. Jeżeli spojrzymy na popularność i subskrypcje, to pojawia się tam Miedwiediew i Wołodin, czyli ludzie Kremla, którzy też uczestniczą w tej narracji. To wszystko sprawia, że lwia część rosyjskiego społeczeństwa znajduje się pod wpływem propagandy – podawanej w tradycyjnych środkach przekazu, częściowo w mediach drukowanych i radiu, ale także we wspomnianym Telegramie. To wszystko możemy określić jako machinę propagandową, która wywiera istotny wpływ na Rosjan. J.O.: Społeczeństwa poradzieckie są bierne politycznie, i to, co wydarzyło się w Białorusi w 2020 r. czy w Ukrainie w 2014 r., i to, co dzieje się teraz, stanowi pewien fenomen, bo imperium przez całe stulecia skutecznie tłumiło wszelki sprzeciw czy bunt. Sami Rosjanie byli zaś i nadal są, mówiąc nieelegancko, „trzymani za mordę” i wystarczy napisać coś niezbyt entuzjastycznego w mediach społecznościowych na temat władzy i tzw. specjalnej operacji wojskowej (jak oficjalnie określa się w Rosji wojnę z Ukrainą), a autor wpisu może zostać skazany na wiele lat kolonii karnej czy np. straci pracę. Społeczeństwo po prostu się boi i jest bierne na zasadzie „ja się nie wtrącam, żyję, mam swoje ziemniaki i jest okej, niech oni robią, co uważają za stosowne”. W.B.: Często przykładamy naszą miarę do oceny tego, co dzieje się w Rosji, a tu należy wziąć pod uwagę charakter tego społeczeństwa. Patriotyzm w Rosji polega na tym, że obywatel utożsamia się z państwem i władcą. Oznacza to, że dla przeciętnego Rosjanina brak lojalności wobec władzy wiąże się też z jej brakiem wobec ojczyzny. Rozmawiały Aneta Adamska i Katarzyna Skałecka. |