Ta strona używa cookies
Ze względu na ustawienia Twojej przeglądarki oraz celem usprawnienia funkcjonowania witryny umcs.pl zostały zainstalowane pliki cookies. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na ich używanie. Możesz to zmienić w ustawieniach swojej przeglądarki.
Wysportowany korektor
Przez całą moją edukację było mi znacznie bliżej do języka polskiego niż do innych przedmiotów szkolnych. Zawsze lubiłem pisać teksty, byłem niezły z ortografii i ciekawiła mnie gramatyka. Później doszły tematy związane z analizą tekstu i słynnym interpretowaniem tego, „co autor miał na myśli”, i to również zaczęło mi się podobać.
Miałem to szczęście, że w Szkole Podstawowej nr 35 w Lublinie trafiłem na znakomitego polonistę – Pana Wiesława Wilczopolskiego. Był to nauczyciel urodzony jeszcze przed II wojną światową, człowiek z innej epoki pod każdym względem, ale z wielką pasją i umiejętnością zainteresowania uczniów tematami związanymi z językiem polskim. Później trafiłem do równie dobrego nauczyciela w Gimnazjum nr 10 w Lublinie – Pana Dariusza Rodzocha. Miał on zupełnie inny styl prowadzenia zajęć, ale wiedzę, jaką nam wtedy przekazywał, pamiętam do dziś. W liceum uczyło mnie kilka polonistek i każdą z nich oceniam pozytywnie, ale myślę, że największy wpływ na wybór kierunku studiów mieli wspomniani wcześniej nauczyciele z podstawówki i gimnazjum.
Jeśli chodzi o studia, to na początku wahałem się między polonistyką a anglistyką, ale ostatecznie uznałem, że jednak łatwiej będzie czytać lektury po polsku. Filologię polską na UMCS-ie wspominam bardzo dobrze. Przede wszystkim cenię sobie nie tylko wiedzę, jaką przekazywali nam wykładowcy, ale też to, że studia dały mi możliwość poznania wielu interesujących osób. Głównie mam tu na myśli koleżanki z roku, bo przez większość studiów byłem jedynym facetem w grupie. Serdecznie im dziękuję, że zawsze dzieliły się ze mną notatkami! Wszystkie koleżanki wspominam z sympatią, z niektórymi do dziś utrzymuję kontakt.
„Za moich czasów” nie było jeszcze specjalności redaktorsko-medialnej, dlatego siłą rzeczy wybrałem specjalność nauczycielską, choć od pierwszego roku studiów byłem przekonany, że nauczycielem nigdy nie zostanę. Niemniej kilka semestrów dydaktyki z pewnością pozostawiło we mnie ślad i myślę, że jakoś bym sobie poradził w szkole.
Nie wszystkie przedmioty na studiach były dla mnie porywające, ale nawet one pokazywały, jak obszerną i naprawdę ciekawą dziedziną jest język polski. Zdecydowanie najbardziej pochłonęło mnie językoznawstwo, a konkretnie socjolekty. Na temat jednego z nich – socjolektu polskich rugbistów – napisałem pracę licencjacką (pod kierunkiem Dr hab. Joanny Szadury), a później magisterską (pod kierunkiem Prof. Stanisławy Niebrzegowskiej-Bartmińskiej). Dziś staram się zamknąć te badania w pracy doktorskiej. Byłem zaskoczony, że po tylu dekadach, a nawet stuleciach badań nad językiem polskim znalazłem temat, o którym nikt jeszcze nie pisał. Nagle okazało się, że można dodać coś od siebie do tak wielkiego zasobu intelektualnego tworzonego przez tysiące badaczy na przestrzeni wielu lat. To naprawdę motywuje do pracy naukowej i do spisywania swych odkryć.
Temat moich zainteresowań nie był przypadkowy, ponieważ od dziecka uprawiam rugby i właściwie jest to stały element mojego życia, który w ogromnym stopniu ukształtował mnie jako człowieka. Mam na swoim koncie 30 meczów w reprezentacji Polski i kilka tytułów mistrzowskich w różnych klubach. Póki zdrowie pozwala, gram nadal. Kiedy na studiach poznawałem socjolekty, zauważyłem, że rugbiści zdecydowanie wytworzyli własny język. Zacząłem analizować ten temat z językoznawczego punktu widzenia i zauważyłem, że socjolekt rugbistów jest bogaty i ciekawy. Rugbiści stworzyli język bardzo ekspresywny, w którym nie brakuje jednak pewnej tajności (w określonych sytuacjach) oraz dużej liczby profesjonalizmów.
Swoją działalność zawodową również związałem z językiem polskim – prowadzę bowiem własną firmę korektorską – Stiksza istnieje już 7 lat i cały czas rozwija się w dobrym kierunku. Na wybór takiej drogi wpływ miało kilka czynników. Przede wszystkim zawsze starałem się pisać poprawnie i często sprawdzałem teksty znajomych, którzy nie byli „mistrzami pióra”. Ponadto wiele przydatnej do dziś wiedzy wyniosłem z wykładów o współczesnym języku polskim oraz o komunikacji językowej. Tuż po studiach znalazłem zatrudnienie jako sekretarz redakcji w jednym z lubelskich wydawnictw historycznych i tam zacząłem na dobre doskonalić warsztat korektora. Po nieco ponad roku pracy postanowiłem założyć własną działalność. Dziś oprócz zleceń związanych z korektą i redakcją tekstów w języku polskim, zajmuję się również tłumaczeniami książek z języka angielskiego, głównie o tematyce wojennej i survivalowej. Na rynku ukazało się już blisko 250 książek po mojej korekcie. Są to publikacje z najróżniejszych dziedzin – od prozy, przez literaturę popularnonaukową, po tomiki wierszy.
Wracając do czasów studenckich, mogę szczerze powiedzieć, że nauczyciele akademiccy, których miałem przyjemność spotkać, byli znakomici i z pewnością poszerzyli moje horyzonty. Wiadomo, że zdarzały się również trudniejsze relacje na linii wykładowca–student, ale tego się nie uniknie i myślę, że to także uczy nas przydatnych umiejętności w dorosłym życiu. Ja jednak mam przede wszystkim pozytywne wspomnienia. Dziękuję!
Fot. Sikorafoto.
Absolwenci filologii polskiej oraz e-edytorstwa i technik redakcyjnych