Ta strona używa cookies
Ze względu na ustawienia Twojej przeglądarki oraz celem usprawnienia funkcjonowania witryny umcs.pl zostały zainstalowane pliki cookies. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na ich używanie. Możesz to zmienić w ustawieniach swojej przeglądarki.
Redaktorka, kreatorka publikacji i graficzka
„Idę na polonistykę” – te słowa wypowiedziałam, trzymając bukiet kwiatów dla korepetytorki od matematyki, która przygotowywała mnie do egzaminów... na informatykę. Zwrot akcji trzy miesiące przed maturą. Zaskakujący dla obu stron. Nie sądziłam, że posłucham swojego serca i pójdę drogą marzeń. Podczas gdy rówieśnicy decydowali się na stomatologię, prawo czy geodezję, ja swoją przyszłość chciałam związać z nauczaniem języka polskiego. „Kokosów z tego nie będzie” – słyszałam.
Od najmłodszych lat lubiłam pisać. Z łatwością przychodziło mi przelewanie myśli na papier, kochałam zabawy słowem, wymyślanie historii, tworzenie. W szkole podstawowej i liceum lekcje języka polskiego były dla mnie prawdziwą przyjemnością, lubiłam uczyć się gramatyki i ortografii, sama marzyłam o pracy nauczyciela. Chciałam przekazywać dalej swoją wiedzę, stawiać oceny w prawdziwym (!) dzienniku, rozmawiać o literaturze i sprawdzać wypracowania.
I tak poszłam na polonistykę.
Dlaczego UMCS? Uczelnia cieszyła się bardzo dobrą opinią i zajmowała wysokie pozycje w rankingach najlepszych szkół wyższych. Polecali mi ją także koleżanki i koledzy z liceum, którzy zachęcali do wyboru nie tylko UMCS-u, ale także tętniącego życiem studenckim Lublina. Kilka krótkich wizyt w tym mieście i sama zdążyłam poczuć ten niepowtarzalny klimat.
I choć nie pamiętam, co tak ostatecznie zadecydowało o wyborze UMCS-u, to doskonale pamiętam dumę i radość z tego, że się dostałam. Dzisiaj z wielkim sentymentem wracam myślami do Lublina i okresu studiów w Instytucie Filologii Polskiej UMCS. To był czas wszechstronnego rozwoju, poszukiwań własnej drogi zawodowej oraz inspirujących spotkań – z literaturą i drugim człowiekiem.
Zajęcia i wykłady były na najwyższym poziomie, a nauczyciele akademiccy imponowali mi ogromną wiedzą ze swoich obszarów, którą przekazywali z dużą życzliwością i otwartością.
Przemiło wspominam opowieści o literaturze polskiej Śp. Prof. Sławomira Baczewskiego, zajęcia z Prof. Arkadiuszem Bagłajewskim oraz wykłady, które prowadził Prof. Dariusz Trześniowski. Nigdy też nie chciałam przegapić spotkań z literaturą powszechną. Z wielką klasą dzielili się wiedzą na jej temat Prof. Jerzy Święch oraz Śp. Prof. Marek Kwapiszewski.
Niezwykle cenne były także dla mnie zajęcia z językoznawstwa oraz komunikacji społecznej, medialnej. Z wielką przyjemnością uczestniczyłam w pragmatyczno-semantycznych ćwiczeniach z Prof. Pawłem Nowakiem, poznawałam historię języka i polską gramatykę pod okiem Państwa Prof. Bartmińskich. Uśmiecham się też na wspomnienie zajęć z Prof. Magdaleną Piechotą – to była zawsze ogromna dawka wiedzy podana w niezwykle przystępny sposób. Wyjątkowe miejsce w mojej pamięci ma Prof. Jan Mazur z Centrum Języka i Kultury Polskiej dla Polonii i Cudzoziemców, przy którego wsparciu napisałam swoją pracę magisterską poświęconą kształtującemu się wówczas językowi internautów.
Gdy myślę o studiowaniu na polonistyce, mam przed oczami obszerne listy lektur i fascynujących książek, po które zapewne nigdy bym nie sięgnęła, pamiętam stosy wnikliwych i dokładnych notatek sporządzanych dla siebie i innych. To niezliczona liczba godzin przesiedzianych (a raczej przeczytanych) w czytelni UMCS-u i uczucie radości, gdy przekraczałam jej próg.
Niezapomniany smak studiów zawdzięczam także Koleżankom i Kolegom, których udało mi się poznać i spotkać w tamtym czasie, czyli w latach 2003-2008. Miła atmosfera, wzajemne wspieranie się podczas niełatwych egzaminów, wspólne dzielenie radości życia studenckiego. Aż chce się dodać hasztagi #ToByłyCzasy #WyjątkowiLudzie
Jak potoczyło się moje życie po polonistyce?
Nie zostałam nauczycielką. Praktyki w szkołach podstawowej, gimnazjum i liceum były ciekawą pedagogiczną przygodą, jednak uznałam, że nie jest to droga dla mnie. Wybrałam pracę jako redaktor – zwyciężyła moja miłość do poprawiania wszelkich tekstów i czuwania nad ich poprawnością językową, inaczej mówiąc: formowanie nieułożonych myśli w zgrabne kształty, stawianie przecinków, zadawanie szyku.
I tym właśnie zajmowałam się w pierwszej swojej pracy jako redaktor, a następnie sekretarz redakcji. To była warszawska gazeta o lokalnym zasięgu, w której poznałam od kuchni, jak wygląda, m.in. proces powstawania czasopism, codzienna współpraca z autorami oraz to, co fascynowało mnie najbardziej, czyli przygotowywanie makiet, a następnie łamanie i skład przygotowanych tekstów przez grafików. Wtedy nie sądziłam, że za kilka lat też tak będę robić.
Kolejne lata spędziłam w agencji wydawniczej. Jako redaktor prowadzący przygotowywałam – we współpracy z klientami (korporacje) – magazyny wydawane z myślą o pracownikach. Planowanie zawartości czasopism, praca według ustalonego harmonogramu, pisanie artykułów, redakcja – tak wyglądała codzienność w custom publishingu. Po sześciu latach pracy w tym regularnym trybie potrzebowałam nowych wyzwań, a ponieważ na wyciągnięcie ręki było studio graficzne, siadałam często przy komputerze i uczyłam się programów graficznych, wprowadzając drobne poprawki klientów. Później podjęłam studia podyplomowe z grafiki komputerowej, spędziłam wiele godzin na oglądaniu kursów dostępnych w internecie. Swoich sił próbowałam, projektując ulotki czy loga dla znajomych. Do południa – redakcja, po południu – grafika. Aż do skoku na głęboką wodę. Otrzymałam propozycję pracy jako junior graphic w agencji, w której pracowałam jako redaktor. Był to bezcenny czas prób i błędów, praktyki, której nie miałabym szansy doświadczyć, bo zawsze brakowało mi odwagi do przekwalifikowania się. Czułam jednak, że jestem na swoim miejscu i chcę się rozwijać w tym obszarze. Skakanie do głębokiej (graficznej) wody taki mi się spodobało, że trzy lata później dostałam pracę w jednej z większych agencji reklamowych w Warszawie. Pod okiem doświadczonych grafików stawiałam coraz pewniejsze kroki w składzie i łamaniu gazet oraz doskonaliłam swoje umiejętności w obszarze DTP-u (przygotowywanie publikacji do druku).
Wróćmy jednak do polonistyki, bo to wszystko się ze sobą łączy. W ramach specjalizacji redaktorsko-medialnej zetknęłam się z projektowaniem graficznym i programami graficznymi. Wszystko za sprawą Prof. Piotra Celińskiego, który prowadził zajęcia „Komputer w pracy dziennikarza” i zachęcał do odkrywania nowych technologii i mediów. Pamiętam, że kusiło mnie, by wybrać ten kierunek rozwoju, jednak... wciąż chciałam być nauczycielką języka polskiego! Po latach, kiedy podjęłam pracę jako grafik, uświadomiłam sobie, że moja droga do zawodowego spełnienia była odrobinę kręta... Nigdy jednak nie żałowałam, że prowadziła przez polonistykę.
Obecnie pracuję w firmie energetycznej – spółce Skarbu Państwa. Zajmuję się szeroko pojętą komunikacją wewnętrzną, a to oznacza, że na co dzień mam do czynienia z tym, w czym czuję się najlepiej. Piszę ważne informacje dla pracowników, redaguję branżowe materiały, projektuję graficznie. Współtworzę też magazyn wewnętrzny, współpracuję z agencjami i dzięki temu mogę czerpać ze swoich wieloletnich doświadczeń. Odpowiadam też za przygotowanie plakatów, grafik do mediów społecznościowych i intranetu, ulotek. Bardzo się cieszę, że już nie muszę wybierać. Udaje mi się łączyć grafikę z pisaniem, a to bardzo komfortowa sytuacja.
Czy poszłabym na polonistykę, gdybym mogła wybierać jeszcze raz? To pytanie zadawałam sobie wiele razy w życiu. Zawsze odpowiedź była twierdząca. I gdy ktoś docieka, czy nie korzystniej byłoby te lata przeznaczyć na naukę grafiki, projektowanie stron WWW, wiem, że moje życie zawodowe potoczyło się możliwie najlepiej. Dzięki polonistyce kocham język polski, jego wyjątkowość (i wyjątki też), przeczytałam największe (i te mniejsze również) dzieła literatury polskiej i światowej, poznałam fantastycznych ludzi z różnych stron Polski. Studia w Instytucie Filologii Polskiej UMCS – tak wielowymiarowe i wieloaspektowe – rozbudziły we mnie chęć do rozwoju w różnych kierunkach, a także kreatywność, której mam w sobie ogromne pokłady, czym dzielę się w pracy i na swoim blogu. „Tworzę, bo lubię” – pod takim hasłem mam swoje miejsce w sieci. Zapraszam: magdalenawojnowska.com.
Często wracam do Lublina. Podczas spacerów po miasteczku akademickim z przyjemnością zatrzymuję się przed budynkiem Wydziału Humanistycznego. Powrót do tamtych lat to zawsze mieszanka dumy, radości i tęsknoty. Sentyment, który zostanie we mnie już na zawsze.
Cieszę się, że jestem absolwentką UMCS-u. To bardzo mocny punkt w moim CV.
Fot. Marcin Stokowski.
Absolwenci filologii polskiej oraz e-edytorstwa i technik redakcyjnych