Ta strona używa cookies
Ze względu na ustawienia Twojej przeglądarki oraz celem usprawnienia funkcjonowania witryny umcs.pl zostały zainstalowane pliki cookies. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na ich używanie. Możesz to zmienić w ustawieniach swojej przeglądarki.
Menadżer komunikacji
Kiedy ponad 15 lat temu stanąłem przed koniecznością wyboru kierunku studiów, nie byłem pewien, czy nadaję się na polonistę. Nie wiedziałem właściwie, co to znaczy nadawać się. Pod skórą czułem jednak, że nie nadaję się do niczego innego. Stanąłem wówczas przerażony martwą perspektywą swojej młodości, jak wielu innych, którym Andrzej Bursa zadedykował swoje Zabicie ciotki. Jako humanista z urodzenia (bo trudno tu mówić o wyborze) nie odnajdowałem się w klasie matematyczno-informatycznej, a dziś jestem wdzięczny swojej wychowawczyni, Pani Edycie Sadowskiej, że była wobec mnie tak bardzo wyrozumiała. Myślę, że to, jaki kierunek studiów wybiorę, było oczywiste znacznie wcześniej – choć próbowałem to wypierać, choć wielokrotnie odradzano mi tę drogę. Dziś, po 11 latach od ukończenia studiów, z całym przekonaniem mogę powiedzieć, że mój wybór byłby identyczny. Nie żałuję ani jednej chwili, którą spędziłem w murach UMCS, gdzie poznałem wielu wspaniałych ludzi, zebrałem liczne doświadczenia i bardzo dużo się nauczyłem. I mimo że nikt mi nie powiedział, że wolno się przyzwyczajać, to tam, przez tych kilka lat, czułem się jak u siebie w domu.
Najtrafniej moją obecność na polonistyce zinterpretowała prawdopodobnie Dr Urszula Majer-Baranowska, która podczas zajęć, już w pierwszym semestrze, wyraziła przypuszczenie, że pracę magisterską będę pisać z języka, choć sam kierunek wybrałem zapewne z miłości do literatury. W istocie tak było, kilka lat wcześniej, u schyłku szkoły podstawowej koleżanka, wiedząc że sam podejmuję różne próby pisarskie, przyniosła mi własnoręcznie przepisany tekst Padliny Charles’a Baudelaire’a w tłumaczeniu Mieczysława Jastruna. Od niego zaczęła się moja wieloletnia przygoda z poezją, później stopniowo przeradzając się w zainteresowanie literaturą par excellence, by w końcu doprowadzić mnie do takiego, a nie innego wyboru w kontekście kariery zawodowej.
Wspomniane próby poetyckie zaczęły oglądać światło dzienne dopiero wówczas, gdy około roku 2005, trochę przypadkowo, wypuściłem je z szuflady. Jesienią, niedługo po rozpoczęciu studiów, dołączyłem do Koła Młodych przy Związku Literatów Polskich, później przekształconego w Grupę Q. W ciągu niespełna 4 lat jej działania, miałem okazję brać udział w kilku wieczorkach literackich, a moje (u)twory znalazły się w wydanym wspólnie z pozostałymi osobami z grupy almanachu. Czy dziś, po latach, jestem zadowolony z tamtych tekstów? Czy tamte wydarzenia jakkolwiek wpływają na moje obecne życie? Nie. Tak. Przedostatni wiersz napisałem w marcu 2009 roku. Ostatni – jesienią 2021. Może kolejny napiszę za 20 lat, może nie napiszę go nigdy. Nie czuję już poezji tak, jak czułem ją kiedyś, przynajmniej w aspekcie (s)twórczym. A wpływ na mnie? Odkryłem, że mimo wcześniejszych samozapewnień i przypuszczeń – proza jest mi zdecydowanie bliższa. To było ważne odkrycie.
Pracę magisterską, jak nietrudno się domyślić, rzeczywiście oparłem na zagadnieniach językoznawczych. Pod kierownictwem Prof. Ryszarda Tokarskiego popełniłem osiemdziesięciostronicowy elaborat o perswazji, manipulacji i prowokacji, co przez długie lata stanowiło mój absolutny rekord, jeśli chodzi o objętość tekstów ciągłych (pobiłem go dopiero prawie 10 lat później, pisząc ekspertyzę z zakresu operacji bankowych, jako pomocnik biegłego sądowego – blisko 300 stron tekstu, którego przypuszczalnie nikomu nie chciało się czytać). Niestety, piąty i ostatni rok studiów polonistycznych minął mi pod znakiem pracy na etacie, przez co życie studenckie (zarówno w kontekście naukowym, jak i towarzyskim) zeszło na nieco dalszy plan. We wrześniu 2009 roku podjąłem pracę w banku jako trener wewnętrzny w centrum telefonicznym. Wtedy myślałem, że to tylko tymczasowe rozwiązanie, że życie szykuje mi inne niespodzianki, a moja kariera zawodowa zogniskuje się wokół czegoś zupełnie innego niż finanse. Tak się nie stało.
Należy spojrzeć prawdzie w oczy – pisarzem nie zostałem, choć mentalnie bardzo blisko mi do tych niepokornych, skłóconych ze światem mizantropów, ze skłonnościami do używek i nihilizmu. Od 12 lat pracuję w różnego typu korporacjach, ściśle powiązanych z tematami prawno-finansowymi. Czy żałuję swoich wyborów? Czy źle się czuję z tym, jak obecnie wygląda moje życie zawodowe? Nie. Nie. Nigdy nie przestałem pisać. Nigdy nie przestałem czytać. Aktualnie również pracuję nad pewnym projektem powieściowym, na tyle trudnym i na tyle autobiograficznym (przez co jeszcze trudniejszym), że nic więcej powiedzieć nie mogę. Co z tego wyjdzie? Czas (raczej mocno przyszły niż ten za chwilę) pokaże. Albo i nie.
Praca w korporacji daje mi natomiast poczucie stabilizacji i względnego bezpieczeństwa. Nie będę jednak ukrywał, że to właśnie studia polonistyczne uczyniły mnie otwartym na różnego rodzaju wyzwania, jak również rozwinęły moją kreatywność oraz wielozadaniowość, co dziś w dużej mierze wpływa na moją korporacyjną codzienność. Jako manager w dziale zajmującym się szkoleniami i kontrolą jakości na co dzień współpracuję z wieloma osobami z różnych zespołów, jak również odpowiadam za treści przekazywane pracownikom w ramach obowiązujących wytycznych. Świadomość komunikacyjna, którą zdobyłem podczas studiów, znacznie ułatwia mi kooperację z ludźmi, pozwala mówić i pisać tak, aby zostać zrozumianym, co w stale zmieniającej się firmowej rzeczywistości stanowi kompetencję niezbędną. Nieoficjalnie jestem też lokalnym specjalistą od zagadnień językowych – jak coś napisać, żeby brzmiało dobrze? Zapytaj Bartka. Przyznam, że lubię tę rolę, bo pozwala mi pamiętać, kim tak naprawdę jestem. Uważam, że mitem, wręcz bzdurą, jest przekonanie, że po filologiach można jedynie to czy tamto, a czegoś innego już nie. Jestem tego żywym dowodem. Dziś, jako ojciec dwójki dzieci wiem, że jeśli któreś zechce pójść w moje ślady, nigdy tego kroku nie potępię, nie będę odradzał. Tych 5 lat studiów pokazało mi bardzo wyraźnie, że warto robić to, co się lubi, nawet jeśli finalnie nie doprowadzi to do pierwotnie spodziewanych miejsc.
Bartek T. Wilczyński – manager w międzynarodowej korporacji. Od 12 lat pracuje w branży finansowej, przechodząc po drodze przez liczne stanowiska specjalistyczne w kilku różnych działach w banku. Prywatnie mąż i ojciec dwójki dzieci. Kilka lat temu przeniósł się z miasta na wieś i do dziś zastanawia się, czy to była dobra decyzja. Mimo napiętego harmonogramu dnia stara się zawsze odnaleźć czas, by przeczytać kilka stron książki lub obejrzeć film/serial.
Fot. Joanna Wilczyńska
Absolwenci filologii polskiej oraz e-edytorstwa i technik redakcyjnych