Od 1983 roku zacząłem w swoich artystycznych realizacjach posługiwać się mąką oraz materiami o efemerycznej naturze. Szczególne znaczenie miała wówczas dla mnie mąka, którą gromadziłem i przechowywałem w pracowni przy ul. Gościnnej w Lublinie. W Końcu lat 90-tych było jej kilkaset kilogramów i zajmowała sporo przestrzeni. Latem 1999 roku w całych zbiorach mąki pojawiły się wołki, które w błyskawicznym tempie zaczęły się rozmnażać. Większość mąki musiałem wywieźć na śmietnik zaś minimalne jej części w postaci sygnaturek w zamykanych szczelnie naczyniach wywiozłem na wieś. One to dały początek „Małemu Muzeum Drobnych Przejawów Mąki”.* Mieści się ono w małej piwnicy letniego drewnianego domku w kol. Garbów 121. Swoje oficjalne funkcjonowanie rozpoczęło w 2000 roku. Nieco wcześniej bo na wiosnę 1999 roku w przestrzeni 27 arowej działki zaczęły powstawać „Obiekty Sezonowe”, które już rok później razem z Małym Muzeum stały się wieloletnimi projektami artystycznymi. Powstało kilkanaście obiektów, które tworzone były z materii i materiałów występujących na działce oraz elementów pochodzących z wcześniejszych instalacyjnych realizacji. Ich egzystencja była powiązana ze zmianami zachodzącymi w przyrodniczym i biologicznym otoczeniu a zwykle po zimie kiedy nadchodziła wiosna odnawiałem je lub przetwarzałem w jakąś inną postać aż do momentu kiedy w naturalny sposób znikały. Niektóre z obiektów funkcjonowały ponad dziesięć lat inne krócej, niekiedy tylko jeden sezon. Ich drobne fragmenty znajdują się również w Małym Muzeum. Ono zresztą również podlega ciągłej mutacji gdyż w jego przestrzeni funkcjonuje wiele owadów, gryzoni i płazów, które w swoim nieustępliwym poszukiwaniu pożywienia są w stanie wiele zmienić. Dlatego również tu zwykle na wiosnę pojawiają się nowe wątki i przemeblowania Muzeum funkcjonuje do tej pory.
Po kilkunastu latach sypania mąki po różnych zakamarkach, szczelinach i innych miejscach, w momencie kiedy zaczął się już tzw. rynek sztuki, zacząłem zadawać sobie pytanie, czy w tak odległych prowincjonalnych miejscach, coś, co określamy umownie sztuką jest jeszcze komuś potrzebne? Pomysł wynikał z materii, którą się posługiwałem, czyli mąki. Kupiłem w supermarkecie 100 kg mąki, pszennej, najtańszej, technicznie oznaczonej jako TYP 650. Był to również tytuł wystawy w Galerii Białej na początku 2001 roku. Na ścianach galerii wyznaczyłem strukturę kwadratów 50x50cm i postanowiłem zaprosić do realizacji wystawy różne osoby, które miały wyklejać ciastem w autorski sposób wybrane kwadraty. Dla mnie było to pytanie o społeczną wartość sztuki, czy w ogóle jest potrzebna, czy jest jakikolwiek mechanizm, który spowoduje, że ludzie zechcą przyjść poświęcić swój czas i wygenerować coś, co może nie mieć żadnej wartości. Pierwsze kwadraty wykleiła oczywiście rodzina, później znajomi, mniej znajomi i wszyscy, których mogłem jakoś spotkać i zaprosić do udziału w tym przedsięwzięciu. Z ponad trzystu osób udało mi się w ciągu miesiąca jakoś nakłonić 66 osób, którzy tę wystawę zredagowali. To był proces i ciągła fluktuacja zarówno osób jak i samej wystawy, bo w istocie nigdy nie była skończona. Kwadraty wysychały i opadały na podłogę w ich miejsce powstawały nowe, niektórzy wyklejali więcej niż jeden inni próbowali przekazać jak najmniej. Każdy z uczestników szukał własnego sposobu, własnej formy przekazu czy ekspresji. Ostatecznie po miesiącu całe ciasto spadło na podłogę i wówczas okazało się, że jest go bardzo dużo. Kilkanaście pudełek suchego ciasta: rozdrobnione o różnych kształtach, mączny pył i drobne fragmenty tynku i farby ze ścian. To medium ostatecznie zostało określone jako drobiny ciasta z wystawy TYP 650. To oczywiście był taki moment, którego w ogóle nie planowałem. Raczej myślałem o całej sytuacji o takim logistycznym przedsięwzięciu i możliwych interakcjach w artystycznym sensie a nie o jakimś materiale, który dzięki temu powstanie. Jednakże w momencie kiedy uzmysłowiłem sobie wartość tych drobinek, uznałem że od tej pory wyłącznie one mogą być medium moich przyszłych projektów. Skłonił mnie do tego z jednej strony fakt, iż przenosiły one na sobie pot, zapach i linie papilarne 66 osób, które intencjonalnie chciały powołać czy przekazać coś ważnego w osobistym sensie, a z drugiej strony ciastem zostały oklejone całe ściany galerii. Na nich przez kilkanaście lat wisiały setki wystaw. Energia z nich również stała się składnikiem tychże drobinek. Ważna okazała się więc każda z tych cząstek jako jednostkowy byt, przenoszący na sobie wiele znaczeń.
W tym momencie rozpoczął się proces poszukiwania sposobów w jaki można tę materię zamienić z powrotem w znaczące struktury wizualne. Pierwszym pomysłem aby mogła następować identyfikacja drobin była forma ich opisywania. Każda drobina na której dawało się cokolwiek napisać zyskiwała swój numer identyfikacyjny i w taki sposób odzyskiwała ona swoją tożsamość. Był to ważny moment gdyż mogłem taką drobinę już komuś np. podarować.
Konsekwencje tej decyzji trwały dość długo i co ważniejsze towarzyszyło temu wiele nieoczekiwanych zjawisk. Historia drobin rozgrywa się więc częściowo jako tzw. publiczna prezentacja w sensie wystaw organizowanych z udziałem drobin. Natomiast wiele wątków jest formą prywatną, którą stanowią zdarzenia i opowiastki poboczne. To one właśnie mają zasadniczy wpływ na bieg rzeczy i generują nowe formy artystyczne. Proces przeliczania – identyfikacji drobin trwał od 2001 roku. Nie była to jednakże jakaś ilościowa próba bicia rekordu. Liczyłem i opisywałem drobiny wówczas, kiedy pojawia się taka potrzeba. Nie opisywałem ich dla samego faktu opisywania! Próbowałem również wciągać kolejne osoby, które mogły mieć wpływ na dalszy ciąg wydarzeń. W tym sensie korzystałem raczej na różnych sytuacjach, które wydarzały się wokół niż na własnej zdolności kreacyjnej. To właśnie drobiny wskazywały na to, co w sensie artystycznym mogę zrobić, po kilkunastu latach zmagań mam nieodparte wrażenie, że proces ciągle i nieoczekiwanie się uaktywnia chociaż ilość drobin jest już minimalna i powoli odchodzą w niebyt.
W momencie, kiedy rozpocząłem realizować zdjęcia szukając drobin, niejako przy okazji zacząłem rozmawiać o możliwości współpracy ze znajomymi artystami. W taki właśnie sposób pojawiła się „Kolekcja drobin”, która powstała w bezpośrednim związku z nimi właśnie. Jest konsekwencją ich istnienia, choć przed wystawą TYP 650 była raczej nie do pomyślenia. Pierwszą edycję kolekcji złożonej z kilkunastu prac, wykonanych przez zaprzyjaźnionych artystów również pokazałem po raz pierwszy w Bańskiej Bystrzycy. Po raz drugi kolekcja w rozbudowanej formie pojawiła się na „Novej Białej” w 2005 roku. Do istniejącego już zbioru swoje prace zrealizowało jeszcze kilkunastu artystów. W następnych latach kolekcja jeszcze się powiększała i obecnie jest rozbudowanym interdyscyplinarnym zbiorem kilkudziesięciu prac. Na wspomnianej wystawie „Nova Biała” ważny udział miały również wolontariuszki, które wykleiły długi korytarz drobinami, na którym była prezentowana kolekcja. Ponieważ wolały je kleić niż liczyć to uznaliśmy przeliczając statystycznie, że około 15 000 drobin zdołały użyć. To zapewne był tzw. ilościowy sukces, chociaż potem po wystawie musiałem je w większości zdrapać i znów wróciły do obiegu. W ewidencji drobin nie podaję faktu ich użycia. Kolejne prezentacje, w których pojawiły się wątki związane z kolekcją odbyły się na wystawie „Zetarcie się” na Wydziale Artystycznym UMCS w Lublinie w 2006 roku. Fragmenty kolekcji pokazywałem również w 2007 roku w Galerii Sztuki Współczesnej w Przemyślu.
W lipcu 2007 roku w całych zapasach drobin, we wszystkich obiektach i pracach pojawiły się wołki mączne i jeszcze jakieś inne mniej mi znane żyjątka. Po raz kolejny wołki doprowadziły do utraty w znacznym stopniu tzw. materialnego dorobku, który wprawdzie nie miał cech tzw. dzieła ale był aktywną materią artystyczną. W ciągu kilku dni przewiozłem wszystko do „Małego Muzeum Drobnych Przejawów Mąki”. Ponieważ pomieszczenie piwniczne było dość małe, postanowiłem większość prac przewieźć do Młyna Gospodarczego w Garbowie. Był on od kilku lat już nieczynny, boczne skrzydła się zawaliły a i on sam wyglądnął niezbyt okazale. Ponieważ był zamknięty i trudno dostępny z powodu pokrzyw, które tutaj rosły powyżej dwóch metrów. Dwa dni zajęło mi wydeptywanie tajnej ścieżki do małego okienka na parterze, przez które kolejne kilka dni przemycałem po kryjomu obiekty z drobin. Po kolejnych kilku dniach powstała tzw. ekspozycja. W chwili obecnej nikt młynem się nie interesuje a w dodatku nikt nie ma do niego dostępu bo grozi zawaleniem. Tak więc wystawa miła wymiar dość symboliczny i nie podlegała żadnej krytyce. Co ciekawe kilkanaście fotografii z tej wystawy kupiła do kolekcji Lubelska Zachęta Sztuk Pięknych. Kilka lat temu młyn kupił prywatny przedsiębiorca i całość dawnego młyna zamienił na nową ”Żabkę” w jednym ze skrzydeł zaś cały młyn już niedługo stanie się centrum handlowym. Ciekawe, że to co było magią starego drewnianego wewnątrz młyna nie wywarło żadnego wpływu na architekta, który projektował przebudowę. Niezwykłe drewniane konstrukcje poszły na opał a zastąpił je żelbeton.
Cały proces przeliczania i opisywania drobin jak i ich fizyczna egzystencja jest już w końcowej fazie to już ostatnie elementy układanki opartej na przypadkowym zbiegu okoliczności, który wydarzył się na wystawie TYP 650 w 2001 roku.
Od 2010 roku, równolegle do kończącego się procesu związanego z drobinami ciasta, rozpocząłem realizacje, w których używam sztucznych kwiatów. Jedna z nich powstała na Podwórku Sztuki Galerii Białej i stała się rozbudowanym procesem, gdzie w każdym nowym sezonie wiosenno-letnim uzupełniałem znacząco jej obszar. Początkowo sztuczne kolorowe kwiaty pojawiły się na małym trawniku przy budynku potem zaczęły się rozrastać na ściany a następnie znalazły swoje miejsce na dachu przybudówki. Pierwsze kwiaty z wiosny 2010 roku z czasem znacząco traciły swoje barwy inne z kolejnych sezonów nieco mniej. Ostatecznie realizacja rozrastała się do września 2013 roku, kolejne kwiaty pojawiały się w architektonicznej przestrzeni zaś na trawniku wyrosło kilkadziesiąt kolorowych wiatraków. Sztuczne kwiaty okazały się ciekawym medium o bogatym spektrum znaczeniowym. Stały się tworzywem następnych realizacji typu Land Art: „To nie są nenufary” i „To też nie są nenufary”, obydwie powstały w Zwierzyńcu w 2012 i 2013 roku. Pierwsza była pływającą formą umieszczoną wokół wyspy z zieloną roślinnością i drzewami na stawach tuż przy kościele na wodzie. Ponieważ odbywają się w nim śluby, dość szybko powstała lokalna mitologia tej pracy. Ponieważ w czasie montażu i otwarcia nie zbliżało się żadne, ważne lokalne święto kościelne, miejscowe Panie uznały, iż jest to dekoracja z okazji ślubów, które w najbliższym czasie miały się w pobliskim kościółku odbyć no i że nareszcie jakiś dobry pomysł! Druga zaś realizacja powstała na sztucznej ruinie architektonicznej na kanale wodnym w Zwierzyńczyku. Tutaj sztuczne kwiaty wieńczyły kamienną formę, jakby na niej wyrosły i opadały w wodę. Ponieważ woda tam płynie dość wolno przed otwarciem wrzuciłem do niej jeszcze sporo kwiatów. Dawało to wrażenie, że kwiaty z tej formy się odrywają i płyną z nurtem gdzieś dalej.
„Kwiatowy świat” z kilku ostatnich lat mieszał się z powrotami do mąki, którą gdzieś zagubiłem w końcu lat dziewięćdziesiątych, do błękitu, którego używałem kilkukrotnie również w kontekście mąki.
Pierwszy błękitny obiekt zrealizowałem w 1997 roku jako wynurzającą się z ziemi formę. Realizacja została zbudowana ze styropianu na skwerze przy Centrum Kultury i osypana ziemią. Została bardzo szybko zniszczona przez okoliczną młodzież - nie dotrwała do otwarcia wystawy. W późniejszym czasie powstało jeszcze kilka różnego typu realizacji w tym obiekty, obrazy i instalacje malarskie zwykle łączące błękit z mąką lub ciastem. CRP, Orońsko 1997, CSW Warszawa 1999, Galeria Arsenał Poznań 1997. Realizacja „Błękitny Obelisk” z 2014 roku odnosi się do „Błękitnego Obelisku” projektu Yves Kleina z 1958 roku, który został zrealizowany w Paryżu na Placu Zgody dopiero w 1983 roku. Egipski obelisk jest oświetlony błękitnym światłem. Połączenie znaczeniowe starożytnej cywilizacji Egiptu z awangardową myślą współczesnego zachodu reprezentuje pewien stan świadomości współczesnej cywilizacji. Drugi powód do powstania mojego „Błękitnego Obelisku” jest zakodowany w mojej pamięci jako błękit cerkiewek z białostocczyzny. Symboliczne połączenie barw Unii Europejskiej i Ukrainy dało asumpt do tego by mógł powstać autorski obiekt. Sumuje on personalne doświadczenie związane z poczuciem wolności i ją ujawnia poprzez błękit. Tak więc jest to forma reprezentacji obecnego stanu wolności i jednocześnie forma życzenia, iż ten stan będzie możliwy również w wielu innych miejscach na świecie
W styczniu 2017 roku odbyła się duża moja wystawa retrospektywna z obszernym katalogiem w Muzeum Lubelskim na Zamku. Opisywany powyżej okres miał również w niej swoją reprezentację. Powstały nowe realizacje kwiatowe oraz „6 błękitnych obelisków” jako realizacja w przestrzeni publicznej, która powstała na dziedzińcu Zamku Lubelskiego. Po raz pierwszy zostało przewiezione na wystawę „Małe Muzeum Drobnych Przejawów Mąki”. Pojawła się dokumentacja performance'ów z lat 80-tych XX wieku oraz cykl obrazów pt. „Zapis niespełnienia z księgi urojeń”, który powstaje od 1989 roku i jest specyficznym zapisem malarskim, rysunkowym i kolażowym. Powstaje on na tekturze falistej w formacie 96x96 mm. Jego fragmenty były prezentowane kilkukrotnie w latach 90-tych XX wieku. Cały zbiór (kilka tysięcy arte faktów) został zaprezentowany na tej wystawie. Nie były to wszystkie prace gdyż w pierwszych latach kiedy powstawały rozdawałem je jako prezenty i oddawałem na każde życzenie. Zapewne kilkaset takich „obrazków” jest nie do odzyskania. Zresztą nie były one w początkowej fazie dokumentowane, w pamięci pozostaje ich jakaś część, ale zapewne nie wszystkie, co oczywiście nie jest jakąś stratą. Mają gdzieś swoje miejsce więc niech tak zostanie.
* Małe Muzeum Drobnych Przejawów Mąki – powstało w 2000 roku i mieści się w małej piwnicy drewnianego domku w Kol. Garbów 121 niedaleko Lublina. Przestrzeń „muzeum” jest rodzajem przechowalni obiektów związanych z mąką, które znalazły tu swoje ostateczne miejsce. Istniejące w nim specyficzne warunki powodują, że we wszystkich obiektach zachodzą dość szybkie i intensywne procesy biologiczne zmieniające zarówno ich wizualność, jak i postać fizyczną, zaś mieszkające tu zwierzęta zwane „robaczkami sztuki” dopełniają reszty...