W poszukiwaniu korowaja 7.05.2011

Autorka tekstu: Olga Tarasiuk (SKNE UMCS, Lublin)

Studenckie Koło Naukowe Etnolingwistów UMCS po raz kolejny odwiedziło Mielnik i Festiwal Korowaja Mielnickiego. I po raz kolejny, by spotkać się z korowajem, został zorganizowany obóz naukowo-badawczy, podczas którego poszukiwaliśmy informacji dotyczących wypieku tego obrzędowego pieczywa. Od ubiegłego roku nasze Koło realizuje bowiem projekt badawczy wspierany przez grant uniwersytecki pn. „Pieczywo obrzędowe Lubelszczyzny”. W poszukiwaniu wiedzy na ten temat zebraliśmy dane ze źródeł drukowanych (XIX i XX-wiecznych) i odwiedziliśmy muzea etnograficzne. Na tej podstawie został przygotowany kwestionariusz dotyczący tradycji ludowych związanych z wypiekiem korowaja, z którego korzystamy, rozmawiając z informatorami.

Na naszą pierwszą wyprawę badawczą udaliśmy się w maju ubiegłego roku właśnie do Mielnika. Wprawdzie projekt dotyczy Lubelszczyzny, ale tylko w Mielniku organizowany jest ogólnopolski festiwal korowaja. Licząc zatem na możliwość zebrania informacji z różnych regionów Polski, postanowiliśmy odwiedzić Podlasie.

Rzecz jasna, że sam termin organizacji festiwalu był nieprzypadkowy – związany jest bowiem z prawosławnym świętem Jurija (6 maja), gdy gospodarze, aby zapewnić obfite plony, taczali korowaj po życie. Ten gospodarz, u którego żyto było w tym dniu niższe od przygotowanego na ten dzień placka, mógł spodziewać się wysokich plonów. W okolicach Mielnika specjalnym rodzajem korowaja były ponadto pieczone na Zwiastowanie NMP (7 kwietnia) busłowe łapy. Wkładało się je do bocianich gniazd, bo powitać powracające wiosną ptaki. Najbogatsza tradycja łączy się jednak z korowajem weselnym, bez którego niegdyś nie mogło się obejść żadne wesele. Symbolizował bowiem przyszłe życie małżonków. Mówi się, że jeżeli małżeństwo będzie nieudane, ciasto pęknie. Pękniecie na korowaju miało także zdradzać brak dziewictwa panny młodej… Znaczenie symboliczne weselnego korowaja wiązało się także z ozdobami, ułożonymi na wierzchu cista. Na samym środku jego umieszczano zwykle słońce i księżyc – symbole kosmosu, a także ptaszki (zwane gąskamihuskami lub żeworonkami z ros. ‚skowronki’) symbolizujące rodzinę i przyszłe potomstwo. Mogły znaleźć się też na nim kłosy zbóż (symbolizujące bogactwo, urodzaj), szyszki, kwiaty, listki, warkocz (symbol panieństwa panny młodej). Czasami w korowaja wtykano zielone gałązki np. barwinku, wiecznie zielonej rośliny, symbolu drzewa życia.

Szczególnym przeżyciem było dla nas spotkanie z Panią Marią Szyszko z Wilanowa. Wspólnie z nią upiekliśmy bowiem naszego pierwszego korowaja. I to właśnie pani Maria była naszym przewodnikiem po dawnym, odchodzącym w przeszłość świecie. Opowiadała o tym, że mężczyźni nie byli dopuszczeni do pieczenia, bo przygotowanie tego weselnego chleba było kobiecym zajęciem. Korowajnice, którym przewodziła zwykle matka chrzestna – powinny być szczęśliwe w małżeństwie i mieć dobry humor. Panny (druhny) mogły pomagać tylko przy robieniu ozdób. Każdemu etapowi wypieku towarzyszyły specjalne korowajowe pieśni, które Pani Maria nam śpiewała, wspominając przy okazji wiele zabawnych sytuacji ze swego życia. Opowiedziała nam także, jak korowaj dzielono. Jego dzieleniu towarzyszyło uderzanie wałkiem w belkę i zwoływanie wszystkich gości. Kroił go swat (starszy drużba) tuż po oczepinach i rozdawał gościom z zachowaniem pewnej kolejności. Pierwsze kawałki korowaja otrzymywali państwo młodzi, ich rodzice i rodzice chrzestni. Dopiero później mogli podejść pozostali goście.

Takich informacji o tym obrzędowym pieczywie szukaliśmy i w tym roku. Podczas festiwalowych prezentacji mogliśmy wysłuchać pieśni zespołów „Wrzosy” z Wilanowa, „Krynicy” z Radziwiłłówki, „Nowiny” z Moszczony Królewskiej i „Hiłoczki” z Czeremchy. Mieliśmy także możliwość rozmowy z doświadczonymi korowajnicami z ludowych zespołów, które zaprosiły nas na kolejne wspólne pieczenie korowaja, z czego w przyszłości na pewno skorzystamy. I tym razem mieszkańcy Mielnika rozmawiali z nami chętnie, z uśmiechem zapraszając nas do swych domów. Spotkania przy ciepłej herbacie dostarczyły nam wielu cennych informacji. Pani Barbara Hackiewicz, zdobywczyni I miejsca w mielnickim konkursie na korowaja sprzed trzech lat, opowiedziała o korowaju weselnym, a Pani Nadzieja Dacewicz o związkach korowaja agrarnego z powitaniem wiosny. Zebrane przez nas informacje zostaną zdeponowane w Pracowni Archiwum Etnolingwistyczne UMCS. Będą wykorzystane przez studentów do prac licencjackich i magisterskich, posłużą nam także przy organizacji już drugich grudniowych warsztatów pieczenia korowaja podczas lubelskich Mikołajek Folkowych.

Zmartwiła nas trochę mniejsza liczba (w porównaniu z rokiem ubiegłym) ilość konkursowych korowajów. Czyżby wypiekanie obrzędowego pieczywa odchodziło w zapomnienie, nawet wśród mieszkańców Mielnika i okolic? Festiwal Korowaja Mielnickiego jest inicjatywą ogólnopolską, zastanawiające jest więc małe zainteresowanie, które się mu okazuje. A szkoda, bo przecież obecnie regionalna tożsamość jest tym, o co się dba, co się pielęgnuje a produkty regionalne z roku na rok cieszą się stale rosnącą popularnością.

Nie można zapominać, że korowaj nie jest zwykłym ciastem. Korowaj to cała tradycja jego przygotowania, które powoli odchodzi w przeszłość. Warto więc ocalić to, co umyka i ratować historię, rozmawiać z tymi, którzy mogą ją nam jeszcze przekazać. I to chyba się udaje… Tegoroczną laureatką konkursu była 20-letnia Agnieszka Radź – młoda mieszkanka Mielnika, której bardzo zależało na tym, aby ciasto się udało, tak bardzo, że w nocy nie mogła spać, jak zdradziła dziennikarzom. Justyna Kowalczyk – członkini naszego Koła, pisząca pod kierunkiem dr Joanny Szadury pracę licencjacką Lubelski korowaj na tle wschodniosłowiańskiej tradycji ludowej,jako nasza „specjalistka”, zastała oddelegowana do jury tegorocznej edycji konkursu. Młodzi zatem cenią kulturę tradycyjną, co jest szansą na jej kultywowanie.

    Aktualności

    Autor
    Maria Pisarska
    Data dodania
    7 maja 2011