Publikacja

Publikacja podsumowująca projekt:

Prezentacja nauki to sztuka

Zbiór pod redakcją Aleksandry Kołtun i Agnieszki Kolasy-Nowak
Lublin 2023. ISBN 978-83-969444-2-9
https://doi.org/10.26913/ava2202305


Zob. też „Wyniki badania testem dwudziestu stwierdzeń uczestników Nocy Kultury w 2023 roku” (PDF) prof. Barbary Fatygi


Przewodnik po afordancjach,

czyli: co z nami robisz, kiedy nas nie widzisz? co z nami zrobisz, kiedy nas zobaczysz?

Jeżeli dotarłaś/dotarłeś tu dzięki Nocy Kultury, to znaczy, że działanie „Śmietniki pełne afordancji” sprawdziło się w co najmniej jednej roli. A jeśli tu jesteś z innego powodu, to na pewno na tym nie stracisz.

Afordancja, czyli… ale nie tak od razu

Postanowiliśmy wciągnąć publiczność Nocy Kultury w nieconocną, eksperymentalną interakcję ze znanymi, lecz odmienionymi miejscami Lublina czy też jego typowymi obiektami. Tak zresztą było zawsze. Tym razem jednak bardziej świadomie wciągnęliśmy w tę grę pewne zjawisko oraz słowo z nim związane. Słowo „afordancja” nie tylko w języku polskim brzmi intrygująco (traktowano je niekiedy jako potworek językowy i próbowano zastąpić bardziej zwykłymi nazwami). Sformułowano je w drugiej połowie 20. ubiegłego wieku w języku angielskim jako „affordance” – więc jest to neologizm, nowe słowo na nazwanie czegoś świeżo odkrytego. „Afordancjami” nazwano pewne właściwości naszego otoczenia (właściwości zarówno rzeczy, jak i żywych istot), które skłaniają nas do jakiegoś działania lub zachowania. Bez rozmyślania, analizowania, słownych podpowiedzi czy instrukcji obsługi. Wydaje się zbyt proste? No to po kolei.

Ilustracja 1. Afordancje siedzenia – przewidziane i nieprzewidziane[1]

Umysł z natury broni się przed myśleniem?

Żyjemy i działamy w świecie. Działamy przez poznawanie i przekształcanie otoczenia, w czym nabieramy wprawy, ale też korzystamy z narzędzi, instrukcji i innego wsparcia. Podczas takiej aktywności dochodzi do interakcji człowieka z otoczeniem. Mogłoby się wydawać, że dla jasności badań naukowych słusznie jest rozdzielać człowieka i otoczenie, przeciwstawiać je sobie. To bywa pomocne; tutaj jednak przyjrzymy się temu, jak inaczej można badać człowieka w jego otoczeniu.

Wyobraźmy sobie, że znaleźliśmy się w nieznanym nam wcześniej pomieszczeniu i rozglądamy się wokoło. Co kieruje nami, kiedy omiatamy wzrokiem otoczenie? Czy chcemy zredukować niewiedzę i ustalić, gdzie się znaleźliśmy? Czy też może samo rozglądanie się jest składnikiem procesu działania, podjętego wcześniej i wykorzystującego zebrane informacje do planowania i wykonywania działań następnych? 2 Znalezienie się w takim pomieszczeniu jest przecież skutkiem wcześniejszych działań. Np. szukamy kogoś (znajomego, złodzieja, terrorysty) lub czegoś (pożywienia, kosztowności, materiałów wybuchowych), podążamy za kimś, jesteśmy zaproszeni albo siłą wepchnięci do środka, itp. Sytuacja, która sprawiła, że znajdujemy się w nieznanym nam pomieszczeniu, określa też sposób, w jaki się rozglądamy. Inaczej przeszukujemy scenę wzrokową, kiedy szukamy czegoś, co znamy, a inaczej, kiedy chcemy znaleźć coś, czego nie znamy i co "nie pasuje" do rozpoznanego przez nas schematu sceny. Możemy rozglądać się ostrożnie albo bez lęku; patrzeć w dół, przed siebie albo w górę; stać prosto, pochylać się, kucać, wspinać na palce; obracać się wokół własnej osi albo chodzić po pomieszczeniu. (…) Narzucająca się odpowiedź brzmi: widzenie jako poznanie i działanie z pomocą widzenia to dwa, ściśle ze sobą powiązane, procesy. W tym pierwszym – percepcji dla poznania – skupieni jesteśmy na zdobywaniu wiedzy. Proces ten sprowadza się do odbioru i przetwarzania informacji sensorycznej tak długo, aż powstanie uświadomiony percept. Kiedy już pojawi się świadoma wiedza percepcyjna, może ona być wykorzystana w różny sposób, w tym również – na potrzeby działania. W tym drugim – działaniu z udziałem percepcji – skupieni jesteśmy na nieświadomej kontroli składników zachowania po to, aby uzyskać zamierzony efekt, prowadzący do zmiany w otoczeniu (kontrola świadoma trwałaby za długo i zakłócała płynność działania).[2]

Potrafimy działać w (naszym) otoczeniu szybko i skutecznie nie tylko dzieki własnej sprawności, lecz także dzięki temu, że sami jesteśmy częścią tego otoczenia. Można powiedzieć, że te związki ze środowiskiem odciążają nas w poznaniu i działaniu. Jeżeli część pracy została wykonana poza naszym mózgiem, to tym lepiej dla nas, inaczej tracilibyśmy mnóstwo energii przy byle głupstwie. Na czym to dokładnie polega?

Myślimy za pomocą rąk, oczu i rzeczy

Amerykański badacz James Jerome Gibson był innowacyjnym psychologiem eksperymentalnym, którego badania koncentrowały się przede wszystkim na postrzeganiu codziennego świata. Wypracował oryginalny nurt zwany psychologią ekologiczną, którego elementem była koncepcja afordancji. Informacje percepcyjne, argumentuje Gibson, są obecne w naszym środowisku i są bezpośrednio („szybko”, „od razu”) dostępne, niezależnie od naszej zdolności do  świadomego ich rozpoznania. Rola środowiska stała się kluczowa dla jego teorii percepcji. Badacz ten jednocześnie skrytykował ograniczone możliwości badań laboratoryjnych, gdzie z zasady bada się aktywność percepcyjną czy ogólnie poznawczą ludzi w oderwaniu od tego, jak zachowują się oni w swoim własnym otoczeniu i codziennych sytuacjach. Przyjrzyjmy się temu, jak Gibson stopniowo dochodził do pojęcia afordancji.

Istnieją wszelkie proste sensy praktyczne bądź sensy służące zaspokajaniu potrzeb, ucieleśnione w przedmiotach żywnościowych, przedmiotach narzędziowych, przedmiotach niebezpiecznych i tym, co Freud nazywał przedmiotami miłości, których pierwszymi przypadkami są rodzice. Na przykład jedzenie wygląda na jadalne, buty – na nadające się do noszenia, a ogień – na gorący[3].

Badacz ten zwracał uwagę na to, że przedmiotem badań psychologa percepcji nie może być jedynie mózg. Co więcej – argumentuje on, że właściwym przedmiotem badań jest zwierzę wraz ze środowiskiem, w którym funkcjonuje. Zwierzę i środowisko tworzą specyficzną relację, która znajduje się w centrum badań psychologii ekologicznej. Dalszy, pogibsonowski rozwój teorii rozszerza jedną z części pary „zwierzę-środowisko”: zastępuje [słowo] „zwierzę” „agentem”. Agent bowiem nie określa jednoznacznie, czy przedmiotem badań jest żywy naturalny organizm (na przykład człowiek), czy też jednostka sztuczna (na przykład robot) działająca w pewnym konkretnym środowisku. Współcześnie teoria ekologiczna stała się przedsięwzięciem interdyscyplinarnym, gdyż łączy ze sobą nie tylko takie dziedziny jak psychologia, filozofia czy robotyka, ale posiada również wiele wspólnego między innymi z ucieleśnionym, rozszerzonym i usytuowanym poznaniem.

Para agent-środowisko jest właściwym przedmiotem badań psychologów ekologicznych. Przykładowo: jeśli naszym agentem jest człowiek (na przykład mieszkaniec europejskiego miasta), to badamy go z uwzględnieniem środowiska, w którym żyje. In-formacja o tym, że jest to mieszkaniec miasta, jest tutaj niezwykle istotna. Ponieważ zaś badane jest pewne konkretne środowisko w odpowiedniej skali, oznacza to, że dla mieszkańca miasta w skład jego środowiska wchodzić będą schody, drzwi, budynki, taksówki, autobusy, psy, inni ludzie i tak dalej, jak również zdarzenia takie takie jak korek drogowy, awaria dostawy prądu, zamieszki uliczne – a nie atomy, protony, planety czy galaktyki. Jego środowisko będzie różniło się w pewnym stopniu od środowiska mieszkańca wsi (europejskiej czy afrykańskiej). Ten z pozoru oczywisty fakt był przez długi czas ignorowany w badaniach nad ludzką percepcją i działaniem. Gibson oddzielił więc środowisko, w którym funkcjonuje agent, od środowiska będącego przedmiotem badań fizyków, chemików itp. Skala, w jakiej badany jest agent, nie do-tyczy jedynie wymiarów fizycznych, ale również czasu. W jednych jednostkach czasu badane są zjawiska przez fizyków, a w innych funkcjonują na co dzień ludzie żyjący w mieście. Agent tworzy ze środowiskiem, w którym działa, nierozerwalną parę. Elementy tej pary wpływają na siebie nawzajem. Oto wchodząc do budynku, bez większych problemów odpowiemy na pytanie, jakie organizmy w nim mieszkają, a dokonamy tego na podstawie wysokości i szerokości drzwi, rozmieszczenia przedmiotów – na przykład wysokości klamki czy wyłączników – o ilości okien, rodzaju krzeseł itp. Zadanie to oczywiście jest ułatwione, gdyż tego rodzaju środowisko jest nam dobrze znane, dlatego z łatwością odróżniamy pokój gościnny od sypialni czy pokoju dla dziecka.

Środowisko i agent nieustanie wpływają na siebie. Przykładowy „człowiek z miasta” idzie do banku. W skład jego otoczenia wchodzą między innymi: chodnik, krzewy, mijający go ludzie, samochody stojące przy chodniku, pojemnik na śmieci, skrzynka pocztowa. Przemieszczając się zauważa, że krzewy, tworzące naturalną przeszkodę w przejściu na drugą stronę, zostały wyrwane w jednym miejscu. Przerwa pomiędzy krzewami jest na tyle duża, że ów człowiek bez problemu przez nią przejdzie. Prze-chodząc przez tę lukę, wchodzi on na trawnik i skraca drogę dojścia do banku. Jeśli kolejny idący do banku człowiek również zauważy możliwość przejścia, to po kilku dniach środowisko ulegnie zmianie i na trawniku wydeptana zostanie ścieżka. Ten z pozoru banalny przykład pokazuje, w jaki sposób wpływamy swoim działaniem na nasze środowisko, ale także jak nasze środowisko wpływa na nas.[4]

Jestem do działania, nie do oglądania

W tym miejscu przejdźmy już do samych afordancji (czasami nazywanych też przez polskich tłumaczy „ofertami” czy „możliwościami działania”):

Ukułem to słowo [afordancje], zamiast posługiwać się terminem „wartość”, obciążonym od dawna znaczeniem filozoficznym [...] Mam na myśli po prostu to, co nam rzeczy dają, dobre i złe. Przecież od ich własności zależy to, co oferują [afford] obserwatorowi[5].

Fakt, że kamień może być pociskiem, nie oznacza, że nie może być również czymś innym. Może być przyciskiem do papieru, podpórką do książek, młotkiem czy nawet ciężarkiem wahadła. [...] Różnice między tymi przedmiotami nie są wyraźne, a arbitralne nazwy, którymi się je określa, nie liczą się w percepcji[6].

Psychologia ekologiczna Gibsona i później inne nurty badawcze używają koncepcji afordancji, opisującej związki organizmu (poznającego i działającego) z jego otoczeniem. Jak już wiemy, warto skoncentrować się tutaj właśnie na powiązaniach człowieka czy innych zwierząt z jego otoczeniem, a nie na przeciwstawianiu organizmu i otoczenia, bo tylko dzięki temu zrozumiemy, do czego używa się w nauce pojęcia „afordancja”.  Afordancje to – ogólnie mówiąc – możliwości działania lub zachowania. „Prowokują” czy też „oferują” one do tego, by wykonać określoną czynność lub w przyjąć określone nastawienie, ale w sposób niewymagający namysłu. Czyli świadome analizowanie, do czego i jak można użyć jakiegoś przedmiotu czy drugiego organizmu, albo korzystanie ze wskazówek i instrukcji obsługi nie jest wykorzystaniem afordancji. Kiedy w takim razie działa afordancja? Krzesło podsuwa nam możliwość siedzenia (powiedzmy, „siadywalność”). Taką afordancję może też mieć kamień o odpowiednim kształcie (jeśli chcemy usiąść i nie mamy w pobliżu ławek). Ale może być i tak, że w określonej sytuacji krzesło podsunie nam możliwość wybicia nim okna, gdy zajdzie taka potrzeba. Jednak już to samo krzesło może nie zachęci psa do siedzenia na nim, za to pomoże mu dostać się na stół po upatrzony smakołyk. W kontaktach społecznych również możemy na siebie nawzajem oddziaływać afordancjami, na przykład poprzez określoną mimikę, gesty czy ton głosu zachęcać czy zniechęcać do pewnych działań lub zachowań. Małe dziecko poznaje afordancje różnych przedmiotów wokół niego (niekoniecznie skupiając się na zabawkach z „bezpiecznymi” afordancjami), ale też reaguje na afordancje swoich opiekunów – i vice versa, mama lub tata muszą reagować na afordancje w zachowaniach dziecka, bo też i trudno, żeby te zachowania za każdym razem uważnie analizowali lub szukali przykładów w podręcznikach. Przy tej okazji warto wspomnieć o żonie Gibsona, psycholożce Eleanor Gibson, która badała rozwój poznawczy dzieci właśnie w odniesieniu do możliwości podejmowanych przez nie działań w danym otoczeniu. Co nie znaczy, że w świecie dorosłych nie może być równie ciekawie.

Miejskiemu człowiekowi chodnik umożliwia stabilne poruszanie się, wyrwane krzewy pozwalają na przejście i tak dalej. Jak można zauważyć, niektóre z ofert [afordancji] są dla nas tak oczywiste, że o nich nie myślimy (jak na przykład powietrze umożliwiające oddychanie). Dla tych samych przedmiotów i agentów mogą istnieć różne oferty [afordancje]. Dla człowieka z miasta ściana stanowi naturalną przeszkodę, której nie może on pokonać. Jednak w szczególnym przypadku ściana umożliwia pisanie, gdy nie ma w pobliżu biurka lub przedmiotu do niego podobnego, na których można położyć papier. Podczas gry w piłkę ściana umożliwia odbijanie się od niej przedmiotów. I tak dalej. Gibson, pisząc o działaniach, jakie umożliwiają przedmioty i środowisko danym agentom, efektownie obrazuje, wręcz bawi się słowami, dzięki czemu dla anglojęzycznego czytelnika teoria ta jest łatwiejsza do zrozumienia. W nawiązaniu do ofert pisze on o przedmiotach, które są: chwytalne (ang. graspable), takie, pod które można wejść (ang. getunderneathable), umożliwiające cięcie (ang. cutable). Z tego powodu niektóre z tych względnie prostych w zrozumieniu określeń anglojęzycznych nie są szczególnie podatne, bez utraty dobitnie wyrazistego pierwotnego znaczenia, na polski przekład. W każdym razie: agent nie postrzega fizycznych własności obiektów, ale działania przez nie mu umożliwiane.

Przedmioty, które wchodzą w skład środowiska, mogą umożliwiać różne działania. Natomiast te, którymi manipulujemy – jak narzędzia – wchodzą w jeszcze bardziej złożoną interakcję z agentem. Bowiem w momencie posługiwania się przedmiotem w niektórych przypadkach staje się on „częścią” agenta. Mieszkaniec miasta może postrzegać odzież jako przeszkodę w poruszaniu się, jeśli chce szybko przejść przez bazar czy sklep pełen odzieży, i musi przepychać się pomiędzy wieszakami obwieszonymi ubraniami. W tym przypadku odzież jest czymś zupełnie zewnętrznym dla agenta. Jednak ubranie, które nosi na sobie ów agent, nie jest percypowane jako przeszkoda w działaniu, a raczej jako coś, co stanowi część agenta, co chroni przed słońcem bądź zimnem, bądź też urazami, coś, co jest „drugą skórą”. Podobnie sprawa wygląda z posługiwaniem się narzędziami, gdyż podczas tego rodzaju działania narzędzia traktowane są jako części ciała agenta (co potwierdziły późniejsze badania dokonywane przez neuronaukowców i psychologów na małpach i ludziach).[7]

Ilustracja 2. Co aforduje rura?[8]

Rzeczy pod kontrolą: afordancja afordancji afordancji nie wygryzie

Ponieważ żyjemy w otoczeniu mocno przez nas przetworzonym, które chcielibyśmy możliwie kontrolować – toteż prędzej czy później ktoś musiał rzucić takie wyzwanie afordancjom. Nastąpiło to w teorii i praktyce projektowania, czyli dizajnu, od wzornictwa przemysłowego aż po projektowanie interakcji człowiek-komputer. Pierwszy był Donald Norman, który wykorzystał nieco zmienioną koncepcję afordancji Gibsona do celów usprawnienia projektowania.

Ogólnie mówiąc, Gibson analizuje afordancje zastane (niezależne od historii aktywności podmiotu), natomiast Norman – możliwości projektowania i ulepszania nowych afordancji (związanych z wiedzą i doświadczeniem podmiotu). Teoretyk dizajnu rozróżnia afordancje rzeczywiste oraz (tylko) postrzegane, pozostające czymś w rodzaju postrzeganego pozoru możliwości działania. Natomiast najistotniejszą kwestią z późniejszego okresu jego badań wydaje się znaczne docenienie roli emocji [...]. Jego zdaniem obecnie nie może być mowy o projektowaniu artefaktów bez uwzględniania aspektu emocjonalnego.

William Gaver opisał cztery przypadki jawności i realności afordancji, wyróżniając afordancje jawne (np. widoczna afordancja drzwi), fałszywe (atrapa klamki u drzwi), ukryte (klamka ukryta w dekoracjach drzwi), a także poprawne odrzucenie możliwości działania (gdy brak afordancji oraz percepcyjnej informacji). Ponadto badacz ten przeana-lizował afordancje dla złożonych działań, opisując afordancje sekwencyjne oraz zagnieżdżone (w pierwszym przypadku każde kolejne działanie ujawnia kolejną afordancję – np. naciśnięcie klamki pozwala uchylić drzwi – natomiast w drugim afordancje są zgrupowane w pewnej większej strukturze, na przykład w całości wejścia do domu, wliczając widoczną wnękę drzwiową, schodki, same drzwi, zamek lub dzwonek, klamkę). Gaver zwraca uwagę na jawność afordancji artefaktu: danego obiektu łatwo jest użyć, gdy jego afordancje zgodne są z jego przeznaczeniem, w przeciwnym razie podsuwa nam możliwości innych działań niż te, do których został zaprojektowany.

Jonathan Maier i Georges Fadel pokazują, jak ważne jest w toku projektowania danego artefaktu nie tylko uzyskiwanie i optymalizacja pożądanych afordancji pozytywnych, ale także wyeliminowanie lub minimalizacja niechcianych afordancji negatywnych, które mogą ujawnić się mimo naszej woli, jak to bywa w projektowaniu nastawionym wyłącznie na funkcjonalność (na przykład projektując drabinę, nie wystarczy skoncentrować się na przydaniu jej optymalnej powierzchni pod stopy, stabilności lub łatwości składania, lecz powinno się także dołożyć starań, by przewidzieć i usunąć pewne wady, jak zbyt ostre krawędzie czy duże ryzyko zatrzaśnięcia sobie palców przy składaniu).[9]

Gdybyśmy jednak mieli korzystać wyłącznie z afordancji przewidzianych dla nas przez projektantów, jakże przewidywalny byłby nasz świat. A przecież nie zawsze panujemy nad sytuacją; czasami musimy się jej częściowo podporządkować. W świecie nauki pokazywała to między innymi Nancy Nersessian, analizując, jak ludzie w laboratorium naukowym „wspólpracują poznawczo” z (a nie rządzą) narzędziami, urządzeniami i obiektami badań. Nie musimy jednak zaglądać do świata naukowców, by przekonać się, jak złożone są nasze relacje z rzeczami w otoczeniu.

Ilustracja 3. Co oferują te drzwi?[10]

Sytuacja ma rację

Nie zawsze afordancje dotyczą prostych czynności, nie zawsze same są proste. Już nasz przykład z dzieckiem wskazywał na to, ile może się dziać w poznawaniu otoczenia, znajdujacych się w nim przedmiotów, ludzi oraz różnych norm i zasad, kiedy i jak dziecku wolno, a kiedy i jak nie wolno użyć jakiegoś obiektu.

Kolejny badacz, Alan Costall, analizował to, jakich afordancji danych obiektów ludzie używają w zależności od sytuacji, w jakiej się znajdą i ludzie, i te obiekty. Afordancje, które są typowe czy przewidziane dla jakiegoś obiektu (na przykład „siadywalność” dla fotela) określił Costall jako „afordancje kanoniczne”. Od nich odróżnił „afordancje niekanoniczne”, a więc takie, których producenci przedmiotu czy nasze zwyczaje nie przewidziały (na przykład potraktowanie przez dziecko foteli jako wysp na morzu-dywanie). Każda sytuacja ma „swoją rację” (nawiązując do określenia poety[11]), podsuwając jedne afordancje, choćby najbardziej nieoczekiwane, a usuwając w cień drugie. Celowo nie piszemy tutaj, że jedne afordancje pojawiają się, a inne znikają – bo afordancje nie są „w głowie”. Są właściwościami rzeczy w naszym otoczeniu pod warunkiem, że jest ktoś, kto posiada zdolność ich skutecznego wykorzystania.

Rzeczy najlepiej rozumieć […] nie jako ustalone i niezależne od ludzi, ale zmienne, a nawet powstające w wyniku bieżących praktyk, na które z kolei te przedmioty oddziałują. […] Więcej dowiadujemy się zarówno o ludziach, jak i o rzeczach, gdy badamy je nie tylko jako część świata, ale jako część praktyk w tym świecie.[12]

Grupa studentów archeologii z uniwersytetu w Kopenhadze brała udział w wykopaliskach blisko terenów corocznie odbywającego się festiwalu muzyki rockowej w Roskilde. Znaleźli tam mnóstwo używanych prezerwatyw i puszek po piwie, trochę opakowań po żywności oraz jedną fajkę do palenia haszyszu (nie trzeba dodawać, że te przedmioty mają dość sprecyzowane afordancje kanoniczne). Chociaż młodzi archeolodzy nie poruszyli tematu prezerwatyw, uważają, że archeolodzy w przyszłości, kopiący w tym samym miejscu za tysiąc lat, będą mogli dojść do wniosku, że badani przez nich ludzie znacznie więcej pili niż jedli. Jednak studenci byli pod wrażeniem przede wszystkim tego, czego wykopaliska nie ujawniły: zdarzenia, które łączyło tak różne artefakty ze sobą. „Nie możemy dostrzec muzyki w festiwalowej ziemi” (man ikkekan se musikkenifestivalensmuld)[13].

I tu wracamy do naszej Nocy Kultury. W tym przypadku archeologom przyszłości raczej nic nie pozostaje, ponieważ obiekty nocokulturowe są skrupulanie usuwane po danej nocy, niektóre też są dość nietrwałe. Można by się jednak zastanawiać, do jakich wniosków doszłaby jakaś zdumiona archeolożka, odkrywając takie artefakty po Nocach Kultury z różnych lat. Na przykład typowe miejskie śmietniki, do których „dodano” niekanoniczne afordancje.

Ilustracja 4. Niemożliwy dzbanek[14]

„Śmietniki pełne afordancji”

Sytuacja, którą wytworzyliśmy dla Was, majstrując przy nowiutkich śmietnikach nabytych specjalnie do celów Nocy Kultury, jest interesująca nie tylko dla Was. W gruncie rzeczy nie poznaliśmy afordancji tych nocokulturowych śmietników, dopóki nie poznamy Waszych reakcji, tego, jak się do tych obiektów odniesiecie, co z nimi zrobicie. Na pewno sam akt ich tworzenia był dla grupy wolontariuszy eksploracją różnorodnych afordancji niekanonicznych. Wam jednak oddano je do eksploracji już w określonych formach i miejscu – więc dopiero teraz, w trakcie Nocy Kultury 2023, widzimy, co z nimi robicie, kiedy je widzicie, dowiemy się również (mamy taką nadzieję), jakie nastawienia i refleksje w Was wzbudziły. I wreszcie ostatni (?) znak zapytania dotyczy tego, czy i w jaki sposób odmienią one – choćby bardzo delikatnie i prawie niezauważalnie – Wasze postrzeganie miejskiego otoczenia, tak nieciekawych kanonicznych obiektów tego miasta jak pojemniki na śmieci, segretowane czy mieszane.

Jeśli chcecie poznać ciąg dalszy tej historii, już w wymiarze lubelskim i nocokulturowym, już teraz zachęcamy do lektury popularnonaukowej publikacji, która powstanie. Tymczasem zakończymy aluzją do afordancji równie prozaicznego przedmiotu, co śmietniki, czyli stołka – opisanego jednak nieprozaicznie.

W końcu nie można ukryć tej miłości
mały czworonóg na dębowych nogach
o skórze szorstkiej i chłodnej nad podziw
przedmiot codzienny bez oczu lecz z twarzą
na której zmarszczki słojów sąd dojrzały znaczą
szary osiołek najcierpliwszy z osłów
sierść mu wypadła od zbyt długich postów
i tylko kępkę szczeciny drewnianej
czuję pod ręką gdy go gładzę rano

– wiesz mój kochany byli szarlatani
którzy mówili: kłamie ręka kłamie
oko kiedy dotyka kształtów co są pustką –

to byli ludzie źli zawistni rzeczom
świat chcieli złowić na wędkę zaprzeczeń

jak ci wyrazić moją wdzięczność podziw
przychodzisz zawsze na wołanie oczu
nieruchomością wielką tłumacząc na migi
biednemu rozumowi: jesteśmy prawdziwi –
na koniec wierność rzeczy otwiera nam oczy[15]


[2] A. Klawiter. Co ze mną zrobisz, kiedy mnie zobaczysz? Avant, III, 2/2012.

[3] J. Gibson, 1950, za: A. Costall, Avant, 2/2012.

[4] D. Lubiszewski. Odnaleźć się w gąszczu ofert, Avant, III, 2/2012.

[5] J. Gibson, 1966, za: A. Costall, Avant, 2/2012.

[6] J. Gibson, 1979, za: A. Costall, Avant, 2/2012.

[7] D. Lubiszewski. Odnaleźć się w gąszczu ofert, Avant, III, 2/2012.

[9] W. Wachowski, Avant, 3/2017.

[11] „Sytuacja ma rację” – w: M. Białoszewski, Było i było, 1965, s. 8.

[12] A. Costall i O. Dreier, 2006, za: A. Costall, Avant, 2/2012, s. 302.

[13] A. Costall, Avant, 2/2012.

[15] Z. Herbert, „Stołek”, w: Struna światła, s. 63.