Ta strona używa cookies
Ze względu na ustawienia Twojej przeglądarki oraz celem usprawnienia funkcjonowania witryny umcs.pl zostały zainstalowane pliki cookies. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na ich używanie. Możesz to zmienić w ustawieniach swojej przeglądarki.
W majowym numerze „Wiadomości Uniwersyteckich” ukazał się wywiad z dr Beatą Jarosz z Katedry Edukacji Polonistycznej UMCS. Zapraszamy do lektury!
Języki zawodowe to inaczej profesjolekty. Jednym z nich posługują się dziennikarze. Skąd zainteresowanie tą tematyką?
Termin „język zawodowy” stosowany w polskiej lingwistyce od początku XX w. oznacza odmianę języka narodowego używaną w wewnątrzgrupowej komunikacji przez zbiorowość wykonującą określony zawód lub zajmującą się jakąś formą aktywności, np. alpinizmem czy kulturystyką. Dziennikarze już dawno wykształcili specyficzny profesjolekt, ale nie powstała dotąd rozprawa językoznawcza czy medioznawcza, w której zostałby on dokładnie opisany. Fakt ten zaskakuje, ponieważ dziennikarstwo jako profesja wykształciło się na ziemiach polskich w XIX w., a – jak twierdzą historycy prasy – pierwsi dziennikarze pojawili się już w wieku XVIII, stąd fachowa nomenklatura wypracowana w tym środowisku jest obfita i w dużej mierze nieznana nie tylko badaczom, ale i zwykłym użytkownikom języka. Niewielu z nas wie np., że nieuczciwego redaktora kopiującego newsy określano w XIX w. mianem „flibustier telegramowy”, stronę gazety wypełnioną grafikami zwano w XX w. „kolumną kliszową” i że obecnie krótki artykuł to „króciak” lub „krótes”, a nadtytuł to „balkonik”.
Jeśli nie ma opracowań, to skąd czerpała Pani informacje o tym profesjolekcie?
Przebadałam wiele źródeł, w tym prasę fachową wydawaną od okresu międzywojennego, kilkaset innych tytułów prasowych, dziesiątki wspomnień redaktorów, poradniki, podręczniki i słowniki branżowe, publikacje jubileuszowe, wybrane rękopisy i internetowe dyskusje. Nagrałam też kilkadziesiąt godzin rozmów w redakcji lubelskiego oddziału „Gazety Wyborczej”. Najtrudniejsze było znalezienie odpowiednich źródeł z XIX w., ponieważ podczas wojny zostały zniszczone liczne archiwa redakcyjne. Dotarłam jednak do kilku wartościowych publikacji, które pozwoliły mi zebrać informacje z tego okresu. Jedną z najcenniejszych i rzadko wykorzystanych w badaniach jest księga jubileuszowa „Kuriera Warszawskiego” wydana w 1896 r.
Udało się ustalić, ile dziennikarskich nazw branżowych istniało/istnieje w polszczyźnie? Ustalenie dokładnej liczby jest niemożliwe, ponieważ wiele fachowych określeń funkcjonuje głównie w komunikacji ustnej. Udało mi się jednak zebrać ok. 2700 swoistych nazw używanych w różnych okresach, począwszy od końca XVIII w. Część z nich nie pojawiło się dotąd w opracowaniach, dlatego opisałam je szczegółowo w książce Język zawodowy polskich dziennikarzy prasowych (XIX–XXI w.), która ukaże się niebawem. Z konieczności musiałam niestety pominąć różne informacje, objaśnienia i ciekawostki znalezione w źródłach, dlatego – aby inni mogli korzystać z zebranych danych – pojawił się pomysł stworzenia słownika.
Jak będą wyglądały prace nad tą publikacją?
W dobie szybkiego rozwoju technicznego podjęcie prac nad słownikiem, który będzie funkcjonował online, wymaga dobrego zorientowania w dostępnej infrastrukturze. Z tego względu postanowiłam najpierw rozpoznać istniejące rozwiązania, aby móc ocenić, które z nich będą najlepsze i najbardziej efektywne. Stało się to możliwe dzięki środkom uzyskanym w programie MINIATURA 6 finansowanym przez Narodowe Centrum Nauki.
Gdzie się Pani udała, aby poznać dostępne narzędzia?
Wyjechałam na 3 tygodnie do konsorcjum CLARIN-PL, które funkcjonuje przy Katedrze Sztucznej Inteligencji na Politechnice Wrocławskiej i jest częścią Europejskiej Infrastruktury Badawczej CLARIN łączącej jednostki naukowe z 22 krajów Europy. Wybór tego ośrodka nie był przypadkowy – działający tam zespół lingwistów i programistów kierowany przez dr. hab. inż. Macieja Piaseckiego opracowuje nowoczesne narzędzia do przetwarzania języka naturalnego, tworzenia korpusów tekstowych i słowników online. Tam też powstaje Słowosieć – relacyjny słownik języka polskiego oparty na metodologii amerykańskiego e-leksykonu Princeton WordNet. Wordnet jest natomiast leksykalną bazą danych, zbiorem informacji na temat jednostek leksykalnych i łączących je relacji. Nazwy nie są w nim definiowane w izolacji jak w tradycyjnym słowniku, ale powiązane z innymi, które są bliskoznaczne, przeciwstawne, nadrzędne, podrzędne itd. Taka forma słownika jest więc idealna dla prezentacji nomenklatury branżowej, która odzwierciedla strukturę konceptualną organizującą wiedzę i doświadczenie zawodowe kumulowane w trakcie rozwoju profesji.
Czy poza rozpoznaniem narzędzi udało się zrealizować jakieś prace nad słownikiem?
Tak, została opracowana jego wstępna koncepcja, co było pewnym wyzwaniem, ponieważ w przeciwieństwie do metodologii tworzenia wordnetów ogólnych konstruowanie wordnetów dziedzinowych jest zagadnieniem mającym niewielką literaturę. Zrealizowano też jedynie kilka projektów, np. Jur-WordNet zawierający informacje o włoskim języku prawniczym. Nie ma zatem idealnego modelu, na którym można by się wzorować. Koncepcję słownika oparłam więc na polskim wordnecie ogólnym, ale wprowadziłam kilka istotnych modyfikacji. Konieczna była m.in. adaptacja katalogu domen semantycznych, w obrębie których będą organizowane specyficzne nazwy używane przez dziennikarzy. Część kategorii typowych dla języka ogólnego (np. zwierzęta, jedzenie) nie pasuje do fachowej nomenklatury, więc na etapie porządkowania haseł pozostałyby zbiorami pustymi. W zestawie zdefiniowanym dla polszczyzny nie ma natomiast kategorii, które są istotne z zawodowego punktu widzenia. Chodzi np. o nazwy narzędzi i akcesoriów, dla których wydzieliłam nową domenę instrumentarium. Przykładowo: w wordnecie ogólnym wyraz „rotacja” oznaczający drukarską maszynę rotacyjną znalazłaby się w kategorii wytwory, co na poziomie branżowym jest ujęciem nieadekwatnym. Wytworem pracy dziennikarza jest bowiem materiał tekstowy czy graficzny, a nie maszyna – ona jest narzędziem pracy.
W konsorcjum poznałam też możliwości adaptacji narzędzia przeznaczonego do tworzenia artykułów hasłowych. W wordnecie ogólnym funkcjonują głównie nazwy używane obecnie, definicje są zwięzłe, a zasób informacji językowych jest ograniczony. W wordnecie dziedzinowym zaś niezbędne jest moim zdaniem wprowadzanie danych o charakterze encyklopedycznym i osadzanie zasobów multimedialnych, gdyż niektóre zjawiska wymagają złożonego opisu, a inne łatwiej zaprezentować, niż zdefiniować. Konieczne jest też uwzględnienie archaizmów branżowych (np. wspomnianego wyrażenia „flibustier telegramowy”), ponieważ są one powiązane ze współczesnymi nazwami i – co ważniejsze – są świadectwem ewolucji specjalistycznej nomenklatury i samej profesji. Współczesny język zawodowy dziennikarzy nie jest przecież wyizolowanym zjawiskiem, a wypadkową rozmaitych przeobrażeń dokonujących się na przestrzeni kilku wieków.
Kiedy będziemy mogli skorzystać ze słownika?
Trudno to dokładnie określić, ponieważ prace wymagają czasu. Pobyt w konsorcjum CLARIN, rozpoznanie najnowszych narzędzi i konsultacje z doświadczonym zespołem utwierdziły mnie jednak w przekonaniu, że stworzenie nowoczesnego słownika nie jest zadaniem karkołomnym. Prace testowe i rozmowy z ekspertami zdecydowanie zmotywowały mnie do kontynuacji projektu i mam nadzieję, że w przyszłości będę mogła podzielić się konkretnymi rezultatami.
Rozmawiała Magdalena Wołoszyn-Mróz
Fot. Bartosz Proll
źródlo: centrum Prasowe UMCS