Nauczyciel, o którym nigdy nie zapomnę... Wspomnienia ekspertów Centrum Transferu Wiedzy o swoich wyjątkowych pedagogach

Z okazji Dnia Nauczyciela zaprosiliśmy ekspertów Centrum do podzielenia się swoimi wspomnieniami o wyjątkowych nauczycielach

prof. dr hab. Grażyna Krasowicz-Kupis - dyrektor Instytutu Psychologii UMCS

Pytanie o nauczyciela ważnego dla mnie, powinno mnie przenieść w okres dzieciństwa, ale niestety wspomnienia ze szkoły podstawowej toną w mroku niepamięci. A może po prostu nikogo takiego nie spotkałam. Za to pamiętam nauczycieli, którzy chwytali ucznia za ucho i tłukli jego głowa o ścianę lub zapalczywie okładali smyczkiem. To były czasy bez praw ucznia.

Z kolei czasy licealne, tak ważne dla naszego rozwoju nie tylko umysłowego, dostarczają bogatej listy antywzorców, choć w sposób bardziej wyrafinowany okrutnych. Chodziłam do szkoły z tradycjami, a nauczyciele to prawdziwy zestaw z koszmarnych snów. Złamano tam niejedną wartościową i twórczą osobę. Nie wiem skąd wzięłam siłę, aby skończyć szkołę i postawić na swoim – czyli podjąć studia psychologiczne zamiast politechnicznych.

Studiowanie to był inny świat i mój ukochany nauczyciel, mistrz i opiekun to, nieżyjący już niestety dr Radosław Łukasz Drwal.

Większość z nas była nim zafascynowana. I była to fascynacja nie tylko wiedzą – świeżą i atrakcyjną po jego stażu w USA (na tamte czasy była to rewelacja), ale przede wszystkim osobowością, postawą i niezrównanym poczuciem humoru. Uczył nas procesów poznawczych, psychologii społecznej oraz przede wszystkim metodologii. Dbałość o rzetelność metodologiczną, dobroć narzędzi i zamiłowanie do psychometrii zostaną ze mną do końca mojej drogi.  To były czasy, gdy nauczyciele akademiccy nie przytłoczeni nadmiarem zadań mieli czas dla studentów, znali ich i mieli rzeczywisty wpływ na ich rozwój.  Egzaminy i zaliczenia odbywały się ustnie i trwały godzinami. Nigdy nie zapomnę egzaminu u dr Drwala, na którym miałam odpowiadać na pytanie o formy uczenia się. Ponieważ miałam kłopoty z przypomnieniem sobie czegoś, Pan Doktor w swoim słynnym gabinecie na II piętrze Instytutu Psychologii na Palcu Litewskim 5 poprzestawiał krzesła i inne drobne meble, budując labirynt i wpuszczając mnie w niego, co chwilę w różnych miejscach zamykając mi drogę. Zostałam w tamtej chwili szczurem doświadczalnym. Egzamin zdałam. Na zaliczenie, poza treściami wykładowymi i omawianymi na ćwiczeniach zadane mieliśmy lektury dodatkowe i z wybranych byliśmy szczegółowo przepytywani. Jedno z ulubionych pytań Doktora dotyczyło tego, co słoń robi sobie trąbą? Gdy pisałam pracę magisterską u dr Drwala, wybuchł stan wojenny. Usiłowałyśmy z moją przyjaciółką, obecnie prof. Anną Wojnarską wysyłać fragmenty pracy do Ośrodka Odosobnienia we Włodawie, gdzie internowano dr Drwala. Korespondencję z Naczelnikiem w tej sprawie zachowałam do dzisiaj.  Nigdy nie zapomnę naręczy żonkili, którymi obdarowywali Doktora studenci po jego powrocie na uczelnię. Był strasznie smutny maj 1982. Doktor Radosław Łukasz Drwal nie był tylko nauczycielem akademickim i naukowcem. Przede wszystkim był ważnym działaczem opozycji, ówczesnej Solidarności. Od września 1980 był pierwszym wybranym demokratycznie przez pracowników Dyrektorem Instytutu Psychologii UMCS.  Zmarł przedwcześnie w 1992 roku w czasie konferencji naukowej w Kazimierzu Dolnym. Był to kolejny strasznie smutny maj. Tym razem bezpowrotnie. Nauczyciel niezastąpiony, mój Mistrz.

 

dr Anna Błaszczak - adiunkt w Instytucie Psychologii UMCS

W trakcie mojej edukacji spotkałam wielu życzliwych i mądrych nauczycieli. Spośród tych wyjątkowych osób najbardziej utkwiła mi w pamięci Pani Profesor Anita Woźnica. Była moim nauczycielem historii i wychowawcą w szkole średniej. To ona zafascynowała mnie przeszłością. Sposobem w jaki opowiadała o różnych wydarzeniach historycznych sprawiła, że zapragnęłam je poznawać i rozumieć lepiej. Intrygowały mnie szczególnie przeszłe wydarzenia i postacie, które były niejednoznaczne, złożone i wielowymiarowe. Do tej pory pamiętam różne ciekawostki i chętnie czytam na ten temat. Pani Anita Woźnica była tez wyjątkowa ze względu na swoją autentyczność w kontakcie z uczniem i zaangażowanie. To dzięki niej zobaczyłam jak ważna jest pasja i szczerość w pracy nauczyciela. I jeszcze nieustanny rozwój i poszerzanie posiadanej wiedzy. Pamiętam moje zaskoczenie, gdy wspomniała o studiach podyplomowych, w których uczestniczyła. Wydawała mi się osobą o niesamowitej wiedzy i dziwiło mnie, że wciąż się uczy. Dziś podziwiam ją za jej świadomy samorozwój oraz to co osiągnęła jako nauczyciel i pedagog. Dziękuję jej też za to, że zabrała naszą klasę na pierwszy w życiu pieszy rajd po Jurze Krakowsko-Częstochowskiej. Zaraziła nas wtedy pasją do wędrówek i pokazała, że żeby podróżować wystarczy pomysł, szlak ocierający się o kwitnący rzepak, dobre chęci i fajne towarzystwo. Z tego miejsca za wszystko jej dziękuję!

 dr Tomasz Knopik - adiunkt w Instytucie Psychologii UMCS

Dobra Pani

Trudno jest jednoznacznie określić, jaką część aktualnych zasobów zawdzięcza człowiek swojej szkole. Jednego jestem pewien – bez Pani Oli nie byłbym tym, kim dzisiaj jestem.

Wydawać by się mogło, że skromna podstawówka na zapyziałej polskiej prowincji w połowie lat 90. nie może stanowić atrakcyjnego przykładu do naśladowania dla nowoczesnej edukacji XXI wieku. Nic bardziej mylnego. I nie chodzi tutaj o tani sentymentalizm apoteozujący czas sielskiego dzieciństwa, ale wynik pogłębionej refleksji eksperta ds. psychologii edukacyjnej (którym podobno jestem, choć od pani Oli wiem, że nie warto kusić się na takie tytuły). Z perspektywy tego, co wiem jako człowiek z branży, działania pani Oli – mojej polonistki, uznać należy za mistrzostwo świata. Refleksyjny nauczyciel nastawiony na odkrywanie i rozwijanie potencjału każdego ucznia, stawiający ambitne, ale realistyczne wymagania sobie i innym to koło zamachowe rozwoju swoich podopiecznych… I ja właśnie byłem takim  podopiecznym pani Oli, który dzięki niej pokochał literaturę, filozofię i myślenie w ogóle… Do dziś pamiętam wertowanie Słownika wyrazów obcych Kopalińskiego w poszukiwaniu odpowiedzi na pytania, co znaczy pars pro toto i paszkwil. A była to piąta klasa wiejskiej podstawówki …

Wystawialiśmy Balladynę, czytaliśmy Dziady, oglądaliśmy poniedziałkowe teatry telewizji, pisaliśmy eseje o sprawiedliwości, wolności i tolerancji. I nie myślcie, że tylko nieliczni, najzdolniejsi, wybrani. Wszyscy! Prawdziwa edukacja włączająca wysokiej jakości dla każdego ucznia. Czy Janda naprawdę dobrze zagrała, czy wymowa przedstawienia była taka, jak myśleliśmy o samym tekście dramatu, co nam w ogóle daje obcowanie ze sztuką? Pani Ola przede wszystkim pytała. Kojarzycie – IBL – inquiry based learning – dziś się o tym tyle pisze, traktuje jako innowację, nowy konstruktywistyczny model nauczania. To już było, to się już zadziało. W małej podstawówce w prowincjonalnych Sulmierzycach gdzieś między Łodzią a Częstochową.

Pamiętam, jak pani Ola pożyczyła mi Madame Antoniego Libery. Z wypiekami na twarzy czytałem historię platonicznego zauroczenia głównego bohatera eteryczną romanistką. Jakaś część tych emocji wraca do mnie i dziś, kiedy wspominam lekcje języka polskiego. Zauroczenie nauczycielką, której pasja otwierała nowe światy… Tak jakby zachęcała: zobacz, świat daje Ci tyle możliwości, inwestuj w budowanie wiedzy i świadomości, aby trafnie wybierać.

Dziękuję, Pani Olu, za stworzenie mądrego kontekstu do trafnych życiowych wyborów…

dr Beata Papuda-Dolińska - adiunkt w Instytucie Pedagogiki UMCS

Nauczycielką, którą wspominam najcieplej ze wszystkich, była  moja wychowawczyni z podstawówki – polonistka, pani J. Wytrawne poczucie humoru, żywa interakcja z uczniami oraz naturalna refleksyjność sprawiały, że każda lekcja była nowym wyzwaniem. Opowiadała z ogromną pasją (nawet o przydawkach i dopełnieniach), mocno gestykulując i głównie stojąc. Przeprowadzała przez kolejne wątki fabuły, unaoczniała myśli podmiotu lirycznego w sposób skłaniający do myślenia i angażujący, dzięki czemu język polski i spotkania z panią J. były przyjemnością. Utrzymywała dystans, którego nie udawało się przełamać nawet najśmielszym uczniom (podobnie jak uzyskać 5 z rozprawki). Wiedziała jednak, że nawet uczeń „z ostatniej ławki” -  nieśmiały i niepozorny ma coś ciekawego do powiedzenia. Nie znosiła gotowców i „mini ściąg” (nie było wtedy powszechnego dostępu do Internetu). Znajdując taki materiał, rekwirowała go zamykając w biurku.

Otwarte i niebanalne pytania pani J. skłaniały do refleksji i dawały się łatwo przelewać na papier. Wraz z końcem omawiania danej lektury pojawiał się żal – żal, że to już koniec. Zdarzało nam się wówczas dopisać kolejny rozdział „Szatana z siódmej klasy”, albo odegrać z własnej inicjatywy, akt „Zemsty” na godzinie wychowawczej.  Pani J. zawsze ochoczo przyjmowała tego typu nadprogramowe prace, oddawała je następnego dnia opatrując je motywującym komentarzem.  Pomimo tego, że minęło już ponad 20 lat dość wyraźnie pamiętam lekcje pani J. – ten fakt najlepiej oddaje to, jak świetną nauczycielką była!

    Aktualności - NOWINKI

    Data dodania
    13 października 2022