Protest na uczelniach. Janusz Szczerba: Chodzi o dotrzymanie przez rząd obietnicy, która została złamana

Efektem naszych działań protestacyjnych będą wystąpienia przed uczelniami wyższymi i instytutami naukowymi. Protesty odbędą się tego samego dnia przed wszystkimi uczelniami w całej Polsce. Planujemy, że będzie to 20 grudnia 2021 r. Chcemy zwrócić uwagę rządu, że dalsze niedofinansowanie szkolnictwa wyższego będzie prowadziło do jego zapaści.

Z Januszem Szczerbą, prezesem Rady Szkolnictwa Wyższego i Nauki ZNP, rozmawia Jarosław Karpiński.

Czara goryczy spowodowana niskimi zarobkami przelewa się nie tylko w szkołach, ale także na uczelniach. RSZWiN ZNP powołała Ogólnopolski Komitet Protestacyjny i przygotowuje się do dużej akcji protestacyjnej.

– Planujemy organizację akcji protestacyjnej pod koniec listopada, której zwieńczeniem będzie ogólnopolski protest przed siedzibami uczelni. Zależy nam na tym, żeby był to protest całego środowiska, a nie tylko ZNP na uczelniach. Rozmawiamy więc z „Solidarnością”, która obok ZNP reprezentuje najliczniejszą grupę pracowników szkolnictwa wyższego i nauki.

Ale chcemy również, żeby to był protest wszystkich pracowników akademickich, także niezrzeszonych. Planujemy więc kampanię informacyjną, plakatową. Mamy nadzieję, że wesprą nas także doktoranci i studenci.

Czego się domagacie?

– Mamy jeden główny postulat. Chodzi o dotrzymanie przez rząd obietnicy, umowy społecznej, która została zawarta podczas dyskutowania, opiniowania i procedowania zmian w szkolnictwie wyższym znanych pod nazwą Ustawa 2.0.

Ta umowa została złamana?

– Tak, ówczesny wicepremier i minister szkolnictwa wyższego Jarosław Gowin jasno komunikował, że bez zwiększenia środków na wynagrodzenia pracowników uczelni i corocznej waloryzacji młodzi ludzie po studiach doktoranckich nie będą chcieli pracować na uczelniach. Dlatego zaproponował, że w latach 2019-2021 w budżecie państwa będzie coroczna rezerwa celowa przeznaczona na wzrost wynagrodzeń pracowników szkolnictwa wyższego i nauki w wysokości 9 proc. rocznie, co w konsekwencji powinno dać w 2021 r. 30-procentowy wzrost wynagrodzeń. Z tych uzgodnień władze RP się nie wywiązały, gdyż otrzymaliśmy 7 proc. w 2019 r. i 6 proc. w październiku 2020 r. Jednocześnie w ramach reformy szkolnictwa wyższego i nauki uzgodniliśmy, że wysokość wynagrodzeń nauczycieli akademickich zostanie uzależniona od ustalanej corocznie przez ministra edukacji i nauki minimalnej pensji profesora, która powinna wynosić trzykrotność minimalnego wynagrodzenia za pracę. W 2019 r. wyniosła ona 6410 zł brutto i do dziś nie została zmieniona.

W tym roku minimalne wynagrodzenie za pracę wynosi 2,8 tys. zł, czyli minimalne wynagrodzenie profesora powinno wynosić 8,4 tys. zł. Taką umowę zawarł z ZNP i „S” minister Gowin. Ponieważ od 2019 r. minimalne wynagrodzenie profesora nie wzrosło, umowa została złamana.

Minimalne wynagrodzenie za pracę w 2022 r. będzie wynosiło 3010 zł…

– Tak, uczelnie będą miały więc ogromny problem. Dzieląc subwencję, będą musiały wybierać miedzy zapewnieniem minimalnego wynagrodzenia dla pracowników niebędących nauczycielami, bo oni w większości otrzymują minimalne pensje, a wzrostem kosztów inflacyjnych, czyli opłatami np. za energię, na zapewnienie ciągłości funkcjonowania tych uczelni. W naszym środowisku jest w tej chwili ogromny niepokój. Wyliczenia rektorów jasno wskazują, że środków z subwencji nie wystarczy na pokrycie tych wszystkich kosztów, które wynikają z mocy prawa.

My jako związki nie pozwolimy z kolei na to, by kosztem obniżania wynagrodzeń rektorzy utrzymywali uczelnie. Mamy do czynienia z zamkniętym kołem.

Alarmowaliście rząd, że tak będzie. Był wspólny apel RSZWiN ZNP z „S” dotyczący zwiększenia nakładów na szkolnictwo, były apele z KRASP, z PAN. Nic to nie dało?

– Nie dostaliśmy nawet żadnej odpowiedzi. W ostatnim piśmie z sierpnia br. domagaliśmy się wzrostu wynagrodzeń dla pracowników akademickich od 1 października 2021 r. Władza jest jednak głucha na nasze apele, więc będziemy protestować.

Jak będzie wyglądał ten protest?

– Będziemy manifestować na uczelniach. Zamierzamy od 26 listopada br. rozpocząć kampanię informacyjną, by wszyscy wiedzieli, jak kształtują się dzisiaj zarobki na uczelniach. Jednocześnie będziemy chcieli oflagować uczelnie i rozpocząć kampanię plakatową. Chcemy także, aby senaty uczelni wypowiedziały się także w sprawie niedofinansowania szkolnictwa wyższego i nauki. Będziemy także poprzez media informować społeczeństwo, dlaczego musimy protestować przeciwko żenująco niskim wynagrodzeniom w szkolnictwie wyższym i nauce. Już widzimy na uczelniach, że bardzo szybko pogłębia się luka pokoleniowa.

Za kilka lat nie będzie miał kto uczyć studentów i prowadzić badań naukowych. Efektem naszych działań protestacyjnych będą wystąpienia przed uczelniami wyższymi i instytutami naukowymi.

Protesty odbędą się tego samego dnia przed wszystkimi uczelniami w całej Polsce. Planujemy, że będzie to 20 grudnia 2021 r. Chcemy zwrócić uwagę rządu, że dalsze niedofinansowanie szkolnictwa wyższego będzie prowadziło do jego zapaści.

Rozważacie też bardziej radykalne kroki?

– Na razie nie. Sytuacja wygląda tak, że powinniśmy wchodzić w spór zbiorowy z rektorami, ale jesteśmy świadomi tego, że rektorzy dzielą to, co dostaną z ministerstwa. Będziemy też zabiegać o spotkanie z premierem. Na razie nie widzimy, niestety, nawet woli do rozmów ze strony władzy. Minister Czarnek nie tylko nie odpowiada na apele ZNP, ale ignoruje także pisma organów przedstawicielskich szkolnictwa wyższego, takich jak KRASP czy PAN. Czujemy się, jakbyśmy pisali na Berdyczów.

Nastroje w środowisku są więc fatalne?

– Tak, potęgują je jeszcze publiczne wypowiedzi wysokich urzędników ministerstwa. Wiceminister Bernacki, który odpowiada za szkolnictwo wyższe, powiedział ostatnio w jednym z wywiadów, że podwyżki wynagrodzeń nauczycieli akademickich nie są w tej chwili kwestią priorytetową dla resortu. Dlatego że według niego nauczyciele akademiccy poza pracą na uczelniach zarabiają też, uczestnicząc w różnych projektach badawczych. Te słowa bardzo zbulwersowały środowisko. Bo pan minister Bernacki jako profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego powinien wiedzieć, że udział w projektach badawczych bierze tylko 10 proc. wszystkich nauczycieli akademickich. A więc 90 proc. nie uczestniczy w takich projektach. Wynagrodzenie za pracę nauczyciela akademickiego, na którą składa się działalność dydaktyczna, badawcza i organizacyjna, gwarantuje państwo. My to mamy wpisane w zakres obowiązków i z tego jesteśmy rozliczani w ocenach okresowych. Udział w projektach badawczych to jest praca dodatkowa, dostępna dla nielicznych.

Dziękuję za rozmowę.

Wywiad ukazał się w Głosie Nauczycielskim nr 47 z 24 listopada br.

    Aktualności

    Autor
    Marta Łacek
    Data dodania
    26 listopada 2021