Ta strona używa cookies
Ze względu na ustawienia Twojej przeglądarki oraz celem usprawnienia funkcjonowania witryny umcs.pl zostały zainstalowane pliki cookies. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na ich używanie. Możesz to zmienić w ustawieniach swojej przeglądarki.
Dominika Fiszer po latach wróciła do Lublina i jest gotowa na nowe wyzwania. Zapraszamy do rozmowy z rozgrywającą Polskiego Cukru AZS UMCS Lublin.
Chyba można powiedzieć, że znów zadomowiłaś się w Lublinie. Jak to jest wrócić po latach?
Fajnie jest wracać do miejsca, z którym ma się bardzo dużo dobrych wspomnień. Czuję też energię tej przeszłości i tych sukcesów, które osiągnęłyśmy. Cieszę się, że teraz otwieram nową kartę i że zapisujemy nowe sukcesy w historii klubu.
Jakie pierwsze wspomnienie przychodzi ci na myśl z tamtego okresu gry w Lublinie?
Zdecydowanie jest to zdobyty Puchar Polski. To jest moje najpiękniejsze wspomnienie, gdy w 2016 roku podniosłyśmy to trofeum we własnej hali. Miło się do tego wraca.
Odchodząc, czułaś, że tej furtki za sobą nie zamykasz?
Tak, gdy odchodziłam, to wiele razy otwarcie powiedziałam, że żegnam się ze sporym smutkiem. Moje ambicje sportowe natomiast sprawiły, że chciałam iść do lepszego zespołu i ta okazja się wtedy pojawiła. Zawsze dobrze wspominałam to miasto i wracałam tutaj z ogromną przyjemnością, grając przeciwko drużynie z Lublina. Teraz znów mogę reprezentować lubelskie barwy i bardzo się z tego cieszę.
Na przestrzeni lat bardzo zmieniła się lubelska drużyna?
Ta dobra energia nadal jest, więc to jest chyba najważniejsze. Tutaj rzeczywiście czuję, że klub jest taką wspólnotą, a osoby z klubu są dla nas bardzo pomocne. To jest bardzo ważne, że mamy zapewnione wszystko, czego potrzebujemy. My tak naprawdę mamy skupić się tylko na naszej pracy. To jest naprawdę spory komfort, że możemy się temu w zupełności poświęcić.
Wydaje się, że zmiana przepisów ligowych jest z korzyścią dla ciebie.
Już któryś sezon gram w ekstraklasie i te przepisy dosyć dynamicznie się zmieniają. Rzeczywiście były teraz dwa lata, gdy nie było przepisu o seniorce. Można powiedzieć, że na chwilę zostałyśmy zapomniane, a teraz znów jesteśmy potrzebne. Nie pozostaje nam nic innego, jak dostosować się do tej sytuacji, bo my jako zawodniczki nie mamy na nią wpływu.
Jakie wyznaczasz sobie indywidualne cele?
Chyba takie jak przed każdym sezonem. Różna może być moja rola, ale mi najbardziej zależy na tym, aby zespół razem ze mną, gdy gram jako rozgrywająca, jak najlepiej funkcjonował. To mi daje największą radość, kiedy widzę, jak moje koleżanki zdobywają punkty po moich podaniach. Zresztą uwielbiam i bardzo mi na tym zależy, że wszystkie dziewczyny z drużyny czuły się tutaj dobrze oraz żebyśmy razem cieszyły się z każdego dnia i razem ciężko pracowały na nasze sukcesy.
Po odejściu z Gorzowa Wielkopolskiego trochę słuch o tobie przygasł. Co się działo w tym czasie?
Dbałam o siebie, swoją rodzinę i najbliższych. Miałam okazję troszeczkę pożyć bez koszykówki i zobaczyć, jak to jest. Mogłam odpocząć psychicznie, zdjąć z siebie jakąś chwilową presję i obowiązki. To był dla mnie taki moment wyciszenia, korzystania z życia na trochę inne sposoby. Bardzo dobrze mi to zrobiło, a teraz z jeszcze większą energią wróciłam na boisko.
Trudno się wraca po takiej przerwie?
Gram już tyle lat w koszykówkę, że tego się nie zapomina. Oczywiście na początku trochę więcej emocji było związanych z treningami i z meczami. Na nowo musiałam się wdrożyć w te emocje, które towarzyszą nam, kiedy rozgrywamy mecz, a zupełnie inne, kiedy tylko trenujemy, gdy nie ma tej presji. Do tego musiałam przywyknąć, ale myślę, że te rzeczy po prostu szybko wracają.
Fot. Elbrus Studio