Rozmowa z halowym wicemistrzem Polski w skoku w dal

Po kapitalnej walce Andrzej Kuch zdobył srebro Halowych Mistrzostw Polski. Lubelski skoczek w dal do samego końca bił się o powtórzenie sukcesu z ubiegłego roku. Zapraszamy do rozmowy z zawodnikiem AZS-u UMCS Lublin.

Ogromne gratulacje wywalczenia srebra. Patrząc na przebieg rywalizacji, to trochę wysiłku kosztował Cię ten medale.
Kosztowało mnie to nawet więcej niż się wydaje. Budząc się w niedzielę, nie sądziłem, że będę w tak złej dyspozycji fizycznej. Nie przewidywałem tego, że będę musiał walczyć nie tylko z rywalami na skoczni. Coś mnie złapało, choć przez cały sezon byłem zdrów jak ryba, aż tu nagle w najważniejszym momencie halowym organizm powiedział stop. To sprawia jednak, że ten medal smakuje dużo lepiej.

Tuż przed mistrzostwami w Toruniu startowałeś jeszcze w Belgradzie. Rywalizowałeś w bardzo mocnej obsadzie, więc jak wspominasz ten mityng?
Bardzo dobrze! Jeżeli chodzi o samą organizację to nie miałem żadnych problemów tam i czułem się bardzo dobrze zaopiekowany. Start z taką stawką również był czymś naprawdę świetnym, tym bardziej że jechałem tam z ostatnim wynikiem z sezonu halowego. Musiałem trochę się postarać, żeby znaleźć się w tej finałowej ósemce. Sam przebieg konkursu może pod kątem organizacyjnym trochę nie wyszedł, bo po prostu aparatura, która nagrywa naszą stopę na belce, uległa awarii. Przez to konkurs od momentu mojej rozgrzewki trwał około trzech i półgodzin, w dodatku w godzinach późno wieczornych. Było bardzo ciekawie, ale uważam, że nie ma co narzekać, bo dałem radę. Będąc tam sam bez jakiejś dodatkowej obsady, pomocy nawet w rozbiegu, to jestem zadowolony ze swojego występu.

Jak oceniasz sezon halowy w swoim wykonaniu?
Oceniam pozytywnie, ale oczywiście też mogę sobie gdybać. Nigdy nie mówię zero-jedynkowo, że mogło być lepiej bądź zupełnie inaczej. Gdybym był zdrowy, to teoretycznie powinienem skoczyć dalej w niedzielę. Czasu nie cofniemy i pewnych rzeczy nie przewidzimy. Jestem zadowolony, bo jak to mówię, sezon halowy traktuję tak trochę po macoszemu. Warunki treningowe jednak mnie ograniczają w sezonie halowym, dlatego też 7.62 to jest praktycznie mój rekord życiowy. Wiadomo, że była szansa na jego złamanie, więc to daje bardzo dobry prognostyk i podstawę do przygotowań do lata. Wyniki, które osiągam na stadionie, są zupełnie inne. Pogoda jest lepsza, co pozwala mi na lepsze przygotowania, żeby osiągać jak najlepsze wyniki na zawodach. Dam z siebie wszystko, żeby latem zrobić coś dużego i zadowolić nie tylko siebie, ale i ludzi dookoła mnie.

Tegoroczny wynik na mistrzostwach dałby ci złoto rok temu. W 2019 roku zaś nie dałby on nawet medalu. Jak zatem zmienia się poziom w tej dyscyplinie?
Poziom jest coraz bardziej wyrównany, choć nie jest może jakoś wybitnie wysoki. To nie jest tak, że odpuszczamy halę, ale staramy się do niej przygotować jak najlepiej w warunkach, które mamy. Właśnie za to trzeba zrobić ukłon w stronę zawodników. Lato jest zupełnie inne. Pogoda robi się lepsza, jest cieplej, możemy wyjść na dwór i poskakać, biegać. To już jest zupełnie inna strona tego wszystkiego. Sezon halowy jest dosyć specyficzny i wyrównany. Każdy chciałby przez cały rok skakać daleko, ale też musimy brać jakieś poprawki na to wszystko. W tym sezonie halowym parę eksperymentów zrobiłem, jeżeli chodzi o moje przygotowania. Nie będę ukrywał, ale jeden z nich z rozbiegiem mi nie wyszedł. Wróciłem do starego rozbiegu tuż przed mistrzostwami Polski, dlatego też te wyniki wróciły na właściwe tory. Mimo to i tak miałem stracone te dwa-trzy miesiące przygotowań. Cieszę się, że dostrzegłem ten błąd teraz, a nie w sezonie letnim, gdzie ten okres przygotowania jest krótszy.

Jak na karierę lekkoatlety dosyć późno zaczynałeś i sporo sił w to włożyłeś. Jesteś zadowolony z dotychczasowej ścieżki kariery, którą kroczysz?
Dzięki temu, że późno zacząłem, to nie jestem aż tak wyeksploatowany. Bardziej kieruję się stażem treningowym, który w stosunku do mojego wieku mam krótszy. Jest on porównywalny do zawodników 5-6 lat młodszych ode mnie. Mimo że cyferek w kalendarzu przybywa, to moje wyniki są nadal na wysokim poziomie i osiągam te najwyższe laury. Nie ukrywam, że ta droga na pewno nie była łatwa. Mogę powiedzieć, że ten sport dotknąłem trochę od tej negatywnej strony. Zawsze miałem poczucie, że jestem w stanie zrobić coś wielkiego i z taką intencją cały czas idę. Wierzę w to, że w tym roku uda się zrobić coś wyjątkowego. Za mną już kawał czasu w sporcie, ale jeszcze nie powiedziałem ostatniego słowa.

Fot. Michał Laudy

    Aktualności

    Autor
    Rafał Małys
    Data dodania
    23 lutego 2024